Jednak - jak mówi Witold Cikowski, ratownik TOPR - zaczęłi się zastanawiać, czy jest możliwe, żeby ktoś o tej porze, w ciemnościach, wyruszał w góry. Poza tym o tej porze śnieg jest twardy, a zejście lawiny bardzo mało prawdopodobne. Po dłuższej rozmowie z mężczyzną, ratownicy doszli do wniosku, że to osoba niezrównoważona psychicznie.

Okazało się, że z fałszywym alarmem zadzwonił mieszkaniec Raciborza. W momencie, gdy alarmował pogotowie, przebywał we własnym łóżku. Na razie nie wiadomo, czy pogotowie górskie będzie starało się wyciągnąć konsekwencje wobec mężczyzny.

Tymczasem w sobotę, w rejonie Niskiej Przełęczy w Tatrach Zachodnich zeszła lawina śnieżna w kierunku Doliny Jarząbczej. Ratownicy TOPR z psami tropiącymi przeszukiwali lawinisko, bo było podejrzenie, że pod śniegiem znalazł się człowiek – poinformował dyżurny ratownik TOPR Tomasz Wojciechowski.

O zejściu lawiny, która porwała turystę, powiadomił telefonicznie centralę TOPR przypadkowy świadek, który z dystansu widział maszerującą w tym rejonie osobę tuż przed zejściem lawiny.

Ratownicy na pokładzie śmigłowca dotarli na lawinisko, gdzie za pomocą sond i psów przeczesywali zwały śniegu.

Również w sobotę ze szlaku na najwyższy szczyt w Polsce – Rysy, z dużej wysokości spadł turysta. Ratownicy TOPR przetransportowali ciężko rannego mężczyznę śmigłowcem do zakopiańskiego szpitala.

To nie koniec zdarzeń w Tatrach i akcji ratunkowych - po południu TOPR otrzymał wezwanie z rejonu Świńskiej Kotlinki - pomocy i transportu śmigłowcem potrzebował narciarz z poważnym urazem barku.

Przypomnijmy:  w Tatrach obowiązuje drugi, umiarkowany stopień zagrożenia lawinowego. Co znamienne statystyki wypadków lawinowych wskazują że większość z nich ma miejsce podczas tzw. dwójki. Turyści bardzo często lekceważą zagrożenie - tymczasem ryzyko samoistnego zejścia lawin w żlebach jest bardzo duże.

Ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego ostrzegają wybierających się w Tatry. Po tym, jak  w Tatrach spadła temperatura, śnieg w górach zrobił się bardzo twardy. Na szlakach jest bardzo ślisko, a co za tym idzie poruszanie się bez raków i czekana jest praktycznie niemożliwe. - Przekonał się o tym turysta, która bez żadnego sprzętu wszedł na Przełęcz pod Chłopkiem i nie wiele brakowało, a by stracił życie - mówi Witold Cikowski, ratownik TOPR - nie wiem jakim cudem w tych warunkach wszedł na tę przełęcz, ale nie umiał zejść. Oczywiście trzeba było go stamtąd zabrać, bo to było dla niego śmiertelne zagrożenie w które sam się oczywiście "wpakował". Nie miał raków, nie miał czekana, a paznokcie mocno starte od wychodzenia do góry -

Mężczyzna został przetransportowany do Zakopanego śmigłowcem. Niestety, takie przypadki w górach się zdarzają. Dlatego za każdym razem ratownicy apelują do wędrowców, by dokładnie analizowali komunikaty turystyczne i wybierali cel swoje wędrówki, który odpowiada ich umiejętnościom i wyposażeniu.

 

 

Przemysław Bolechowski/Teresa Gut/PAP/bp