Spółka dzierżawi budynek od Skarbu Państwa - starosta jednak postanowił sam, bez pośredników, wynająć TPN-owi pomieszczenie. I przekazał nawet klucze do lokalu. Polskie Koleje Linowe twierdzą, że zrobił to bezprawnie.

- To niebezpieczna sytuacja. Zarząd PKL nie może pozwolić na to, by w obrębie stacji funkcjonowało zbyt wiele podmiotów, podczas gdy PKL - jako operator - nie mógł nad nimi sprawować kontroli. Naszym zdaniem może to wpływać na bezpieczeństwo funkcjonowania kolejki" - uważa prezes Polskich Kolei Linowych Janusz Ryś*.

Jak mówi sam starosta Piotr Bąk, umowa PLK ze Skarbem Państwa na dzierżawę górnej stacji kolejki wygasła już w 2012 roku. Wtedy to właśnie starosta stał się zarządcą tego terenu. "Od tamtej pory nie udało się podpisać nowej umowy ze spółką" - mówi starosta.

Piotr Bąk twierdzi, że negocjował z PKL nową umowę, jednak warunki finansowe przedstawione przez spółkę były niewspółmierne do pieniędzy, które PKL zarabia na stacji Kasprowy Wierch. Odkąd PKL zostało wykupione od Skarbu Państwa przez zagranicznego inwestora, nie ma podstaw dla taryfy ulgowej - dodaje starosta.

TPN również przekonuje, że PKL powołuje się na umowę dzierżawy, która jest już nieważna. Przyrodnicy nadal użytkują pomieszczenie na górnej stacji Kasprowego.

Konflikt starosty tatrzańskiego z Polskimi Kolejami Linowymi najprawdopodobniej skończy się w sądzie.  "Jesteśmy na to przygotowani" - twierdzi Piotr Bąk.

Czytaj także: PKL chciały przejąć pomieszczenie parku narodowego na Kasprowym Wierchu

 

*stanowisko zarządu PKL w załączniku artykułu

 

 

(RK/ew)