- Jedziemy w trasę, ale nie w las. W życiu - mówili amatorzy jazdy na crossach. "Przestraszyli się. Na pewno chcieli jechać do lasu. Motory mają nieoznakowane. Ta rogatka ich zatrzymała i zastanawiali się gdzie jechać" - dodają przedstawiciele służb.

Jak twierdzi nadleśniczy z Piwnicznej Stanisław Michalik, crossowców jest zdecydowanie za dużo. "Miałem taką interwencję. Dzwonił zbulwersowany pan, który twierdził, że jechali na rowerach od hali Łabowskiej w kierunku Rytra. Na czerwonym szlaku przejechała obok nich kolumna 20 crossowców. Oni ocierali się aż o rowerzystów" - dodaje.

Crossowcy czują się bezkarni. W ich łapaniu nie pomagają nawet fotopułapki. Jeśli kierowcy mają na sobie kaski, ich rozpoznanie jest prawie niemożliwe. Za jazdę po lasach leśnicy mogą ich ukarać mandatem w wysokości 500 złotych. Zdaniem leśników te kary są zdecydowanie za niskie i nie zniechęcają kierowców do jazdy crossami i quadami po lasach.  

 Adam Sobczyk, który jest przewodnikiem po Beskidach i Tatrach i już wiele razy spotkał na swojej drodze crossy i quady. Raz próbował nawet interweniować. "To było na Hali Pisanej, prawie na samym wierzchołku. Spotkałem tam jeżdżącą na quadzie parę. Zwróciłem im uwagę, że tutaj nie ma możliwości jeździć takim sprzętem. Odpowiedział mi, że mnie najwyraźniej nie stać na to, więc chodzę tu pieszo" - opowiadał reporterce Radia Kraków przewodnik. Jego zdaniem, żeby dotrzeć do świadomości kierowców, którzy na crossach lub quadach jeżdżą po lasach – zamiast wystawiać im mandaty trzeba byłoby konfiskować ich pojazdy. 

"Akcja Crossy" ruszyła w lasach w całej Polsce. Potrwa do końca wakacji.  

 

 

 

(Marta Tyka/ko)