"I przejść się nie da, i korki są ogromne, w zasadzie od 14.00 do 15.00. Koszmarm, szkoda gadać" - skarżą się na ciągłe utrudnienia krakowianie. Początek wiosny to również czas wyzwań dla policji. Czasami deweloperzy z budową się tak spieszą, że nie wszędzie zdążają z ustawieniem znaków, które informują o utrudnieniach. 

"Policjanci jeżdżą po Krakowie i stopniowo kontrolują oznakowanie. Do tej pory skontrowaliśmy 40 ulic i sporządziliśmy 57 wniosków do zarządcy drogi o uzupełnienie lub poprawienie oznakowania" - mówi Tomasz Seweryn z krakowskiej drogówki. To ile utrudnień jest równocześnie na krakowskich drogach, zależy w zasadzie wyłącznie od deweloperów. 

- Tylko w wyjątkowych sytuacjach mamy możliwość odmówienia inwestorom, gdy chcą zająć fragment ulicy. Mamy możliwość odmówienia zajęcia pasa drogowego jak w danym miejscu jest coś innego planowane. Żeby to zrobić, musimy mieć dobre podstawy. Przeważnie taka odmowa kończy się sprawą w Samorządowym Kolegium Odwoławczym - mówi Piotr Hamarnik z ZIKiT-u.

Hamarnik podkreśla jednak, że prywatne inwestycje to nie tylko utrudnienia, ale także dochód dla miasta. Inwestorzy za zajęcie pasa drogowego muszą bowiem zapłacić. W ubiegłym roku miasto zarobiło na tym 13 milionów złotych. To tyle, ile kosztowała na przykład przebudowa ulicy Dunajewskiego, albo montaż około 50 tysięcy stojaków rowerowych.

A kierowcy tymczasem muszą zapłacić... nie tylko czasem. Z raportu Deloitte wynika, że każdy Polak średnio przez stanie w korkach traci ok. 3 tysięcy złotych rocznie. "Wystarczy tylko policzyć, o ile wzrośnie łączny czas podróży po mieście i przeliczyć te godziny na wartości wypośrodkowanych zysków ekonomicznych" - wyjaśnia prof. Andrzej Szarata z krakowskiej Politechniki.

Oprócz projektów prywatnych deweloperów trzeba też liczyć z miejskimi inwestycjami. W tym roku powiększana będzie sieć dróg rowerowych, w kolejnych latach również sieć tramwajowa. A na rowerze czy w tramwaju zwężone drogi nie przeszkadzają. 

 

 

(Karol Surówka/ko)