Pomysł wydaje się być bardzo szczytny, tyle że niedopracowany. Pomysłodawcy chcą, aby w szkołach stanęły lodówki, gdzie uczniowie mogliby wkładać jedzenie, na które nie mają ochoty. Chodzi o to, aby dzieci nie wyrzucały jedzenia, a nauczyły się dzielenia tym, co mają. "Liczymy na to, że dzieci zamiast wyrzucać, będą mogły włożyć jedzenie do lodówki. A ktoś inny sięgnie np. po jogurt lub jabłko. Program nie jest obowiązkowy, jest adresowany do chętnych szkół. Dyrektor będzie musiał wziąć na siebie odpowiedzialność kontrolowania zawartości tej lodówki. Na początek mówimy o 5-10 placówkach. To koszt jakichś 10 tys. złotych, co przy 5,5-miliardowym budżecie Krakowa jest do udźwignięcia" - mówi radny Łukasz Wantuch - jeden z pomysłodawców projektu foodsharingu w szkołach.

Projekt uchwały w tej sprawie ocenił prezydent Jacek Majchrowski... i choć pomysł wysunął jego klub, ocena jest negatywna. Jak mówi Monika Chylaszek - rzeczniczka prezydenta, taki pomysł jest po prostu niebezpieczny. "Prezydent boi się tego pomysłu. Jesteśmy w stanie wyobrazić, że nikt w szkole nie będzie non stop kontrolować lodówki i co ważne tego, co biorą dzieci. Dziś co drugie dziecko jest na coś uczulone. Zresztą zdanie dyrektorów też jest takie, że boją się oni ponosić aż taką odpowiedzialność za uczniów" - wyjaśnia Monika Chylaszek.

Nieco łagodniej do sprawy podchodzi radna Anna Szybist z Platformy Obywatelskiej, która podkreśla, że w Polsce marnuje się blisko 30% zakupionej żywności. Zwraca jednak uwagę, że lodówki musiałyby być objęte szczególnym nadzorem. "Myślę, że musiałby kontrolować to sanepid, podobnie jak to jest w przypadku np. krakowskich restauracji. Pytanie, czy mamy na to środki i czy znajdą się ludzie, którzy się tym zajmą. Musi to zostać precyzyjnie opisane" - ocenia radna Szybist.

Co na to sanepid? Magdalena Koperny z wojewódzkiej stacji sanitarno-epidemiologicznej zaznacza, że szkoła musiałaby ustalić szczegółowe zasady dotyczące kontroli produktów zostawianych w takich lodówkach. "Przede wszystkim w lodówce powinny się znajdować produkty świeże i z odpowiednim terminem ważności. W takiej instytucji powinna być wyznaczona osoba, która będzie pilnowała i monitorowała, co zostaje umieszczone w lodówce, będzie też sprawdzać czystość tego miejsca" - tłumaczy w rozmowie z Radiem Kraków Magdalena Koperny.

Z pomysłu szkolnej lodówki do foodsharingu korzysta już jedna krakowska podstawówka przy ulicy Urzędniczej. Ustawienie w tym akurat przypadku lady chłodniczej było inicjatywą dyrektorki placówki. "Często po obiedzie dzieci nie sięgają już po owoce czy inne zdrowe produkty, które im oferujemy. Dlatego stwierdziliśmy, że takie miejsce, gdzie te produkty można było przechować, będzie w porządku. A sięgną po nie dzieci, które po lekcjach zostają w świetlicy" - mówiła Paulina Serednicka, dyrektor Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 4 w Krakowie.

Projekt to uchwała kierunkowa, co oznacza, że nawet jeśli radni przegłosują pomysł, to prezydent Jacek Majchrowski na żadną lodówkę w szkole się nie zgodzi.

 

 

(Joanna Orszulak/ew)