Mieszkańcy nie panikowali, ale w trosce o zdrowie nie używali skażonej wody nawet do mycia rąk. "Ja jestem chora na cukrzycę. Powiedzieli mi, że nie wolno jej pić. Zęby myję w przegotowanej wodzie z butelek. Podobno nie można się nawet myć. Pierwszy raz tak jest. Nie wiem z czego to powstało" - mówili mieszkańcy Gorlic.

Do dyspozycji mieszkańców była czysta woda, którą można było czerpać z sześciu miejskich studni. Woda rozwożona była też w beczkowozach. 

Rzekoma skażona woda od początku spędzała sen z powiek władzom gorlickich wodociągów. Jeszcze w środę w Gorlicach powołano sztab antykryzysowy, który miał wyjaśnić sprawę. To, że w wodzie znajdują się pałeczki bakterii zgorzeli gazowej miały wykazać badania z laboratorium sanepidu w Tarnowie. Prezes gorlickich wodociągów Janusz Ząbek twierdzi, że woda od samego początku była czysta.

"Zleciliśmy badanie we wszystkich siedmiu punktach, które były podważone przez laboratorium z Tarnowa. Nie stwierdzono obecności bakterii" - zapewnia Janusz Ząbek. 

Zaskakujące było to, że przy obecności pracowników tarnowskiego sanpeidu pobrano też siedem kolejnych próbek wody, które zostały przebadane w gorlickim laboratorium. Wyniki nie pozostawiały złudzeń – woda była czysta. Podobne wyniki wykazały badania w laboratorium w Krakowie i w Pszczynie. 

Elżbieta Kuras, rzeczniczka krakowskiego sanepidu, zapewnia, że podczas badania próbek w Tarnowie nie mogło dojść do ludzkiego błędu. "Te wyniki wskazują, że bakteria w sieci była. Stąd wprowadzenie zakazu używania tej wody" - mówi Elżbieta Kuras. 

To, jak bakteria pojawiła się w miejskim wodociągu - to na razie jedna wielka niewiadoma. Choć mieszkańcy mają swoje przypuszczenia. "Taka bakteria, z tego co nam wiadomo, bierze się z tego, że ludzie spuszczają ścieki sami. To jest tutaj nagminne" - mówi jeden z mieszkańców. 

Wyjaśnienie tej sprawy pewnie nie będzie proste, czego przykładem może być gmina Gródek nad Dunajcem. Przypomnimy tylko, że pół roku temu woda została tam skażona bakteriami coli. Gmina nie mogła się z nimi uporać przez kilka tygodni, a przed mieszkańcami niewielkiego Tropia zatajono nawet informacje o skażeniu. Do tej pory nie wiadomo, jak doszło do skażenia ani kto ponosi za nie odpowiedzialność.  

 

 

 

(Marta Tyka/ew)