- Mój brat wyruszył, żeby oddać głos, ale w pewnym moemncie się zatrzymał ze względu na ruch. Po dłuższym postoju wrócił do domu. Po 20:00 zdecydowaliśmy, że idziemy na piechotę. Jak wracałam to sąsiedzi stwierdzili, że nie byli na wyborach, bo nie mogli dojechać samochodem - mówili świadkowie.

Zdaniem skarżących, głosowanie na burmistrza Bochni powinno zostać wydłużone. Innego zdania był jednak sąd. "W żadnym odcinku czasowym głosowanie nie było uniemożliwione. Owszem, były jakieś trudności komunikacyjne, niektórym osobom mogły one utrudnić wyborcom dotarcie do lokalu. Zajmowało to więcej czasu, ale przy wysokim stopniu determinacji można było to zrobić" - ocenia sędzia Marek Syrek i podkreśla, że w dniu drugiej tury wyborów samorządowych nikt oficjalnie nie zgłosił problemów z dotarciem na głosowanie na burmistrza Bochni. 

Komendant bocheńskiej policji przyznał, że w dniu drugiej tury wyborów samorządowych ruch w mieście był ogromny i samochody jechały wolno, ale jego zdaniem nie można mówić o zablokowaniu przejazdu przez Bochnię jak twierdzili inii świadkowie. Z kolei urzędnicy wyborczy podkreślali, że w dniu wyborów nikt oficjalnie nie poskarżył się na problemy z dotarciem do lokali wyborczych.

Wybory w Bochni różnicą 135 głosów urzędujący burmistrz Stefan Kolawiński wygrał z kandydatem PiS Krzysztofem Kokoszką.

 

 

 

 

(Bartłomiej Maziarz/ko)