"Językoznawcy często widzą i słyszą różnice językowe u mieszkańców jednej miejscowości. Na zachodzie Małopolski częściej usłyszymy końcowe "k". Tam ludzie nie tyle chodzą "na nogach", ile "na nogak", powiedzą też "niek będzie". To bardzo rozpoznawalna cecha. Na wschodzie z kolei powiemy o wyróżniającym się brzmieniu samogłosowek nosowych. To, co jest lokalną tradycją, także w mowie, transmituje w kolejne pokolenia. I tak powinno zostać. W Krakowie mówimy "po krakosku", w Skawinie "po skawińsku", a górale to się w ogóle niczym nie przejmują" - przekonuje dr Artur Czesak, językoznawca.

W krakowskich piekarniach często jest do kupienia weka. Nie wszyscy przechodnie zapytani przez reporterkę Radia Kraków wiedzieli, o czym mowa. Nieliczni tylko słusznie zauważyli, że weka "po krakosku" to nie słoik, a rodzaj bułki.

Nasza reporterka zapytała też studentów o to, czy znają słowa charakterystyczne dla Krakowa. Najwięcej problemów mieli ze słowem "flizy". Natomiast od razu rozszyfrowali, że małopolskie "pantofle" nie są eleganckimi butami do garnituru, a rodzajem domowego obuwia.

 

 

(Teresa Gut/ew)