Jagiellonia Białystok, Lechia Gdańsk i Legia Warszawa - te trzy drużyny wymieniane są najczęściej w gronie tych, które w sezonie ligowym 2016/17 walczyć mają o miano najlepszej klubowej drużyny w kraju. Niektórzy nieśmiało wspominają jeszcze o Lechu Poznań. Tak czy inaczej, od kilku lat do tego grona nie zalicza się już Wisła Kraków. Choć ci najbardziej optymistyczni kibice Białej Gwiazdy po obiecująco przepracowanej zimie i inauguracyjnej wygranej z Koroną Kielce myśleli po cichu o walce o wysokie cele, wyjazdowa porażka ze Śląskiem sprowadziła ich nieco na ziemię.

Niekwestionowanym faworytem tego spotkania była więc - przynajmniej z perspektywy tabeli - Jagiellonia, ale na boisku nie było tego widać. Co prawda pod bramką Wisły dosyć szybko zrobiło się groźnie, ale okazja z trzeciej minuty była... praktycznie jedyną szansą, jaką stworzyli sobie w tym meczu podopieczni Michała Probierza. Później do roboty zabrali się gospodarze. Minuta 21., prostopadłe podanie Petara Brleka do Brożka, ten szukał chyba podania w kierunku Rafała Boguskiego, który miałby wpakować piłkę do pustej bramki. Z podania Brożka wyszedł jednak strzał, który do końca kontrolował Boguski, pozwalając futbolówce wtoczyć się do bramki i nie "okradając" jednocześnie Brożka ze zdobytego gola.

W 35. minucie kolejnym w tym roku przebłysk geniuszu przy Reymonta zaliczył natomiast Patryk Małecki. Dzisiejsza bramka nie dorówna co prawda trafieniu z meczu z Koroną, ale i to techniczne uderzenie wzbudziło całą masę "achów" i "ochów". Do szatni Wisła schodziła więc z prowadzeniem 2:0, które wydawało się w pełni zasłużonym.

Jeśli Michał Probierz w przerwie zaznajomił swoich podopiecznych z "planem B", to tenże plan runął krótko po wznowieniu gry. W 52. minucie Paweł Brożek znakomitym prostopadłym podaniem obsłużył Rafała Boguskiego, który dziubnął piłkę nad leżącym Kelemenem, podwyższając na 3:0. Brożek odwdzięczył się w ten sposób koledze za zachowanie przy golu na 1:0, natomiast wykończenie Boguskiego przypomniało wielu kibicom Wisły i Jagiellonii sposób, w jaki robił to swego czasu Tomasz Frankowsk.

Niestety, w samej końcówce meczu wiślakom odcięło nieco prąd. Zaczęło się od Ivana Gonzaleza, który w doliczonym czasie gry w bezsensowny sposób utrudniał gościom szybkie rozegranie rzutu wolnego, za co został ukarany drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartką. Po tym rzucie wolnym, już grając w dziesięciu, Wisła straciła gola po strzale głową Damian Szymańskiego. Na domiar złego chwilę później w bezsensowny sposób ręką zagrał Patryk Małecki, za co obejrzał żółty kartonik. Na rozkład punktów nie miało to jednak żadnego wpływu, a Wisła wygrała z wiceliderem 3:1.

Nic nie buduje drużyny tak, jak zwycięstwa - zwłaszcza, gdy robi się to w takim stylu i to w starciu z tak dobrą drużyną. Podopieczni Kiko Ramireza w sobotę pokazali klasę, a mecz zamiast 3:1, równie dobrze mogli wygrać różnicą czterech czy nawet pięciu goli.

AD