Zapis rozmowy Jacka Bańki z Waldemarem Domańskim, dyrektorem Biblioteki Polskiej Piosenki.

Święty Augustyn mówił, że kto śpiewa, ten modli się w dwójnasób. Kto śpiewa pieśni patriotyczne, jest patriotą do kwadratu?

- Może nie. Chodzi o to, że jak się śpiewa to się robi to ze zrozumieniem. Jak się poezję poprze emocjami to one się wpisują w psychikę. Dowiadujemy się o bitwach, postawach, które są teraz rzadkie. To ma wiele funkcji.

Jest sformułowanie „poppatriotyzm”. Od 10 lat śpiewasz z krakowianami. Zawsze przychodzą ci sami ludzie?

- Nie. Na początku było tak, że starsze pokolenia były bardziej związane z tym okresem i oni szli oddać komuś cześć. Po 2,3 latach, ochrzaniłem publiczność i zapytałem gdzie są wnukowie. Oni zaczęli ich w końcu przyprowadzać. Teraz lekcja śpiewania jest magnesem. Zrobiła się z tego taka waluta.

Kibice zaglądają na lekcję śpiewania? Lubią śpiewać, są usposobieni narodowo i są utożsamiani ze zdrową, patriotyczną częścią narodu.

- Nie miałem takiego doświadczenia, żeby przyszła podpisana grupa. Nie było szalików i tego bym sobie nie życzył. Każdy na rynku tworzy z nami wspólną grupę. Niedopuszczalne jest przynoszenie partyjnych sztandarów. To jest wspólna wartość. Ci, którzy przychodzą na Rynek, czują, że w chwili śpiewania są na tym samym przedstawieniu.

Nie myślisz, że inaczej rozmawiamy o patriotyzmie dzisiaj niż 10 lat temu? Czy dzisiaj to śpiewanie nie trąca naiwnością? Młodzi ludzie wolą Żołnierzy Wyklętych i tłumnie odwiedzają Muzeum Powstania Warszawskiego.

- Każdy sobie czegoś szuka. Nie lubię komiksowania historii. Od tego łatwo przejść do zabawy. Nie mamy na kogo napaść i energię gdzieś trzeba skierować. Dzisiejszy patriotyzm to dbanie o pracę, okolicę. Żołnierz jak szedł na wojnę to nie szedł osobiście, ale on to robił dla tych, co zostali w domu. Każdy kto wykonuje swoją pracę, na przykład buduje solidny chodnik, jest patriotą. Niepokojące jest to, że współczesnym zachowaniem antypatriotycznym jest wandalizm. To są nowi barbarzyńcy, którzy nas traktują jak obcych. My tu mieszkamy. Nie chcemy, żeby ktoś ze sprayem zachowywał się jak okupant. On umniejsza masie miejskiej. Ja tego nie rozumiem. Jak to są środowiska kibiców, którzy demonstrują na murach to niech te mądrzejsze chłopaki im powiedzą, że to nie jest patriotyczne zachowanie.

Jest pan także pogromcą bazgrołów. Ta grupa pozbawi nas tego problemu, z którym się borykamy od lat?

- Nie. Przegramy te walkę. Robię to, żeby wszystkich obudzić. Wulgaryzmy i te bzdury stały się miejskim ornamentem. My tego już nie widzimy a to problem. Są brzydkie wyrazy a ludzie prowadzą obok dzieci. Piszę list otwarty do proboszczów, żeby się tym zajęli podczas kazań. To forma grzechu. Chcę namówić wszystkich do współudziału. Sam nie dam rady, miasto też sobie nie poradzi. Jak my, obywatele, nie postanowimy, że tak ma nie być to przegramy. Wiemy kto to robi. Są sposoby, żeby ten problem potraktować jako coś ważnego.

Wróćmy do śpiewania. W programie są Żurawiejki. Tam brzydkich wyrazów nie brakuje.

- To taki żarcik. Te piosenki były śpiewane w męskim towarzystwie. To maskowano przed niewiastami. Jest taka sfera, że lubimy sobie strzelić takim wyrazem. To wymaga wzmocnienia.

Dzisiaj będą także „Czerwone Maki”. Jakie są szanse na wykup praw autorskich?

- Tak. Chodzi o to, że autor słów umarł na terenie Bawarii i prawa zostały wchłonięte. Bez żadnych wycieczek, że nam Niemcy zabrali. Mijały lata i nikt się tym nie zajął. Głupio jest płacić ZAIKS Niemcom za tą pieśń. To niezręczność. Jesteśmy w Unii i chciałbym, żeby po moim piśmie z prośbą o podanie sposobu odzyskania praw, grupa posłów bawarskich przekazała te prawa. To świetna okazja do spotkania premiera z panią kanclerz. Możemy za to zapłacić. Doczekałem do 70. rocznicy i w tej chwili na to pismo dostałem odpowiedź, że rząd Bawarii przyjął do wiadomości i skierował to do księgowej. Ona sprawę rozpatrzy.

Być może wystarczą kwiaty?

- Tak byłoby fajnie. To świetne rozwiązanie.