Radio Kraków
  • A
  • A
  • A
share

Nieistniejący, choć rzeczywisty wywiad z ks. Adamem Bonieckim

W piątek 25 lipca ks. Adam Boniecki obchodzi swoje 80. urodziny. Bardzo chcieliśmy z tej okazji zaprosić księdza do Radia Kraków na rozmowę, ale niestety nie było to możliwe, ponieważ redaktor senior "Tygodnika Powszechnego" w 2011 roku otrzymał zakaz wypowiadania się w mediach. I ten zakaz wciąż obowiązuje, a taką decyzję podjeli jego przełożeni z Zakonu Marianów. Proponujemy więc państwu niestniejącą, chociaż rzeczywistą rozmowę z ks. Bonieckim powstałą na podstawie fragmentów jego książki "Zakaz palenia", będącą zbiorem felietonów księdza publikowanych w "Tygodniku Powszechnym".


Zapis nieistniejącego, choć rzeczywistego wywiadu Sylwii Paszkowskiej z ks. Adamem Bonieckim


Obchodzi Ksiądz dzisiaj swoje 80. urodziny. Gratuluję pięknego jubileuszu. Wiemy, że będzie ks. je świętował w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha. Ale urodziny Księdza wypadły pechowo w piątek. Co z obowiązującym w piątek postem?

Zakaz jedzenia mięsa w piątki, obowiązujący zresztą tylko w nielicznych kościołach lokalnych m.in. w Polsce, ma charakter symboliczny. Bo co z prawdziwym postem ma wspólnego zastąpienie schabowego dobrze przyrządzonym halibutem? Ścisły post obowiązuje katolików raptem dwa dni roku. Oczywiście są zakony, które zachowują tradycyjną surowość, np. Kameduli. Jedzą skąpo i nigdy potraw mięsnych. Ktoś, kto przed laty próbował do nich wstąpić, opowiadał mi, że nikt nie chciał mu wyjaśnić, czemu kucharzem w eremie jest brat, który się odznacza wybitnym antytalentem kucharskim. Kamedułą nie został. Nie wiem, czy nie właśnie dlatego.

A prywatnie dla Księdza czym jest posiłek?

Jedzenie służy podtrzymaniu życia, ale też jakości życia. A posiłek pełni rolę społeczną. Wspólny stół buduje więzi.

Ale byle czego Ksiądz jednak nie zje.

Nie można prosić Boga o pobłogosławienie byle czego. Nie mówiąc o radości. Radość to nawet proste spaghetti aglio, olio e peperoncino. Ale fast food... I Pan Bóg ma to błogosławić?

Ma Ksiądz na swoim koncie mnóstwo spotkań z czytelnikami "Tygodnika Powszechnego", ale nie tylko. Jak ksiądz jest przyjmowany w miastach, a jak przez społeczność wiejską?

Jeśli spotkania w wielkich miastach różniły się od spotkań w małych miasteczkach i wiejskich ośrodkach, to temperaturą rozmów, zaangażowaniem rozmówców i pasją - na korzyść tych ostatnich. Bo niegdysiejsze różnice między miastem a wsią się zniwelowały, tak pod względem materialnym, jak i kulturowym. Wszędzie spotykałem ludzi wykształconych, myślących, oczytanych. Zachwycił mnie też lokalny patriotyzm, znajomość własnej historii kultywowana przez miejscowych pasjonatów.

A o co najczęściej ludzie pytają Księdza na tych spotkaniach?

O nałożony na mnie przez moich przełożonych zakaz występowania w mediach. O wolność. O Kościół. O laicyzację. O relację wiara – niewiara. I oczywiście o "Tygodnik Powszechny". Zakaz stał się kiedyś okazją do znamiennego nieporozumienia. Organizatorzy poprosili ks. proboszcza, by o spotkaniu, jak to nieraz czynił, ogłosił z ambony. On, co jest zrozumiałe, zadzwonił do moich przełożonych, by się upewnić, czy działam legalnie. Kiedy usłyszał, że tak, zadzwonił jeszcze do swojego biskupa. Jaka była odpowiedź biskupa, nie wiemy. Wiemy, że proboszcz o spotkaniu nie ogłosił. Tematem, który powracał wszędzie, był Kościoł w Polsce, a ściślej mówiąc, podziały w naszym Kościele. Moich rozmówców bolą i niepokoją nie tyle różnice w postrzeganiu sytuacji Kościoła czy różnice stylu głoszenia Królestwa, ale uznawanie przez jednych siebie za jedynych prawdziwych katolików, prawdziwych Polaków, z wykluczeniem wszystkich, którzy nie podzielają ich poglądów, bez względu na wyznawaną wiarę.

Nałożony w 2011 roku na Księdza zakaz spowodował falę krytyki. Społeczeństwo podzieliło się na tych, którzy stoją za Księdzem, a z drugiej strony są ci, którzy z decyzją przełożonych Księdza się zgadzają. Bolą Księdza opinie na jego temat krążące w Internecie?

Nie zbieram tych wypowiedzi i, prawdę mówiąc, rzadko je czytam, więc trudno mi je kompetentnie scharakteryzować. Mówiąc całkiem ogólnie, jest w nich coś intrygującego, nie tylko zresztą we wpisach internetowych. W czasach, w których listy z obelgami trzeba było pisać ręcznie albo wystukiwać na maszynie, otrzymywałem takie elaboraty i to dość obszerne. Autorzy musieli długo gromadzić wycinki, bo cytowali teksty nawet sprzed lat. Ich wspólną cechą było montowanie z wyrwanych fragmentów konstrukcji, która albo robiła ze mnie idiotę, albo wroga Kościoła, Polski, moralności i tak dalej.

Któraś z tych wypowiedzi szczególnie Księdza dotknęła?

Jeden z najświeższych przykładów przytaczam w całości, zachowując pisownię oryginału: "Ty Biniecki, miernoto intelektualna! Przez wielu uważany jesteś za jakiś autorytet, ale kompromitujesz się za każdym razem, kiedy otworzysz swój otwór gębowy. Dalej jesteś rozmodlony do kropli krwi Jana Pawła II? Dalej w XXI wieku kwestionujesz prawa fizyki i ewolucji? Takich jak ty żerujących na ciemnocie ludzkiej powinno się zamykać w więzieniach. Przez 30 lat nie skalałeś się uczciwą pracą dla Polski, a już niedługo dostaniesz 3 tysiące polskich złotych emerytury, nędzny bucu! Won do Watykanu!". Kto ten tekst napisał, myślę. I właściwie po co?

Brzmi dość strasznie, trzeba przyznać.

Z miernotą intelektualną mogę się pogodzić. Kto wie, może autor to krakowski - zdradza go słowo "bucu" - intelektualista. Ale czemu to zdanie o rozmodleniu, skoro nigdy nie miałem okazji zetknąć się ze wspomnianą relikwią? Albo kiedy żerowałem na ciemnocie ludzkiej? Dlaczego akurat przez 30 lat miałem się nie skalać pracą, skoro ponad 40 pracowałem w redakcji i jak inni otrzymywałem skromną pensję i wierszówki? Wreszcie skąd ta rewelacja, że wkrótce otrzymam 3 tysiące polskich złotych emerytury? Niestety, panie anonimowy internauto, takiej emerytury nie otrzymam nigdy.

A gdyby Ksiądz spotkał się z tym anonimowym "hejterem", to co by ksiądz mu powiedział? O co by zapytał?

Dlaczego pan mnie tak nie znosi? O co naprawdę panu chodzi? Przecież pan mnie nie zna. Nie czyta pan tego, co piszę. O co chodzi panu i wszystkim pana kolegom, tym anonimowym autorom, którzy niezawodnie, alergicznie i z wściekłością na mnie reagują? Więc dziś wam odpowiadam ulubionym przez Kisiela powiedzonkiem: "Piszcie, nawet z wyzwiskiem, byle z nazwiskiem!". Przypomnę, nazywam się Boniecki, nie: "Biniecki". Rozumiem was. Piszecie, bo musiałem nieźle zajść wam za skórę. A inwektywy? Proszę bardzo. One są oznaką waszej bezsilności.


Zbliża się kolejny przystanek Woodstock. W ubiegłym roku Ksiądz był gościem specjalnym festiwalu. Jak Ksiądz wspomina to doświadczenie?

Zaproszono mnie na spotkanie w programie Akademii Sztuk Przepięknych. Przede mną był Kuba Wojewódzki. Zaprezentował się jako ateista, ale o religii - wymyślili ją ludzie dla ludzi - mówił z szacunkiem i umiarem. Krótka przerwa i moja kolej. Myślałem, że wielki namiot, dusznawy, opustoszeje do połowy. Woodstock, Wojewódzki i z natury rzeczy przewidywalny księżyna. Tymczasem namiot był wypełniony po brzegi i poza brzegi, bo stali przy telebimach na zewnątrz. Przyszli i wytrwali w tym dusznawym namiocie półtorej godziny. Spotkanie przebiegało w klimacie skupienia i powagi. Pytania dotyczyły rzeczywistych problemów. Były krytyczne wobec Kościoła, ale nie było agresji.

A jakie pytanie Księdza najbardziej zafrapowało?

Na końcu zapytano mnie - to było dobre pytanie - z jaką przychodzę ofertą? Wiem, że prawidłowa odpowiedź brzmi: "Bóg cię kocha". Ale mnie zastanowiło słowo "oferta". Nie chcę, pomyślałem, być postrzegany jako komiwojażer, który przyszedł z ofertą. "Przyjdź do nas, a nie będziesz sam. Sens życia dostarczamy do domu", "Odpuszczenie grzechów gwarantowane", "Zbawienie wieczne zapewniamy". Przyszedł taki, tak mnie postrzegają, myślałem, żeby nas złowić, nawrócić, przywabić. O nie, pomyślałem. Owszem, przyszedłem podzielić się z wami tym, czym żyję, odpowiedzieć na wasze pytania, ale nie z ofertą. Czy Bóg, czy Jezus Chrystus jest ofertą? Jest miłością. Czy miłość jest ofertą? Powiedziałem wam, co myślę, pomyślałem. Powiedziałem wam, w co wierzę. A teraz kolej na was, na każdego z osobna, kto chce! "Jeśli ktoś chce iść za mną... - mówi Jezus". "A może i wy chcecie odejść - pytał spłoszonych nauką nowych uczniów". Powiedziałem wam o Bogu i wierze. Teraz wy, młodzi przyjaciele, wasz wybór, wasza decyzja, wasza wolność. Róbta co chceta, powiedziałem, wiedząc, że za to jeszcze oberwę.

No to się ksiądz nie pomylił. A potrzebne są takie imprezy jak Przystanek Woodstock?

Jestem wdzięczny Janowi Pawłowi II za Światowe Dni Młodzieży, tym z Przystanku Jezus za obecność, o. Janowi Górze za Lednicę i wszystko, co robi, a szczególnie pionierom tego rodzaju zgromadzeń - braciom z Taize - za to, że zapotrzebowanie odkryli i umieli na nie odpowiedzieć. Ale cóż. Nie tylko Światowe Dni Młodzieży, nie tylko Lednica, ale także Woodstock są odpowiedzią na jakieś zapotrzebowanie. Polski Woodstock pozostaje wielkim, społecznym fenomenem.

Lubi ksiądz Polskę? Fajny jest ten nasz kraj?

Na pewno widywałem fajniejsze. Na przykład, pod względem piękna przyrody i architektury fajniejsza jest Italia. Polskie Tatry są fajne, ale nie są najfajniejszymi górami na świecie. Nasze plaże, nawet te w Świnoujściu, nie umywają się do Copacabany. Cóż, Zakopane to nie Shaolin. Świnoujście nie Rio de Janeiro.

Ale przynajmniej lasy mamy fajne.

Fajne lasy? Owszem. Mamy kilka puszcz, np. Niepołomicką. Ale prawdziwe lasy to mają Kameruńczycy w Kamerunie. Fajny klimat? Niestety nie u nas, ale w Rwandzie, gdzie zbiory są dwa albo nawet trzy razy w roku. A fajność naszej fauny? Może kiedyś - teraz żałosne niedobitki. Całkiem fajne są jeziora mazurskie, ale gdzie im do Kiwu czy do Bajkału. Nie wiem. Jest fajnym krajem nasza Polska cała piękna, żyzna i wspaniała, czy nie jest? Wiem. Fajna, niefajna - jest moim krajem.


Wyślij opinię na temat artykułu

Najnowsze

Kontakt

Sekretariat Zarządu

12 630 61 01

Wyślij wiadomość

Dodaj pliki

Wyślij opinię