Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z kandydatem na prezydenta Krakowa Łukaszem Gibałą, szefem stowarzyszenia Logiczna Alternatywa.

 

Mamy trzy tygodnie do wyborów, ale kampania w Krakowie jest taka niemrawa. Teraz nabierze tempa?

- Myślę, że cały czas intensyfikuje się. Ja często rozmawiam z mieszkańcami, przekonuję ich. Nie widać plakatów, ale to dobrze. Najważniejsza jest rozmowa.

 

Gdyby pańska kampania była w połowie tak intensywna jak Patryka Jakiego w Warszawie, mogłoby to zmienić rozstrzygnięcie?

- Ostatni sondaż pokazuje, że jest szansa na zmianę. Mówię o sondażu PolskaPresse. Poparcie dla mnie rośnie. Nie wchodzę jeszcze do II tury, ale przewaga czołowej dwójki się zmniejsza. Fascynujący jest wynik tych symulacji II tury w różnych wariantach. Z tego wynika, że wygrywam z Małgorzatą Wassermann zdecydowanie i nieznacznie z Jackiem Majchrowskim. To może być argument dla wielu wyborców. Część nie chce Jacka Majchrowskiego i głosuje na Małgorzatę Wassermann. Ten sondaż pokazuje, że to błąd. Jeśli ktoś chce zmiany w Krakowie, powinien zagłosować na Łukasza Gibałę, bo tylko on ma szansę wygrać z Jackiem Majchrowskim. Z drugiej strony część wyborców boi się PiS i uważa, że musi głosować na Majchrowskiego, bo tylko on jest zaporą przeciwko PiS. To chybione. Łukasz Gibała też może wygrać z PiS.

 

Pod warunkiem, że Łukasz Gibała wejdzie do II tury. Przypomina pan sondaż. Blisko 35% Jacek Majchrowski, 33% Małgorzata Wassermann, blisko 21% Łukasz Gibała. Pan analizuje rzeczywistość na chłodno. Kilkanaście punktów procentowych trzeba zniwelować. Zostały 3 tygodnie. To realne?

- Na szczęście można liczyć głosy podwójnie. Jak ubędzie komuś z tej dwójki a przybędzie mnie, to 7-8 punktów wystarczy. To jest realne. Powyżej pułapu 30% nie wyjdę, ale powyżej 25% mogę. Jeśli innym kandydatom spadnie znacząco, a cały czas im spada, jest to do osiągnięcia. To będzie jednak bardzo trudne. To zadanie porównywalne z pracami Heraklesa. Jemu się udało. Może mi też.

 

Temu budowaniu swojego poparcia miała służyć zdecydowana i zaskakująca pańska deklaracja, że wezwał pan do budowania kordonu sanitarnego wokół PiS?

- Chciałem powiedzieć „sprawdzam” Jackowi Majchrowskiemu. Cała opozycja go popiera pod hasłem jednoczenia się przeciwko PiS. On w przeszłości był nawet w koalicji z PiS. To niewiarygodne. Ja zadeklarowałem, że nie jest mi po drodze z tą partią. Jacek Majchrowski nie wykluczył koalicji. To potwierdziło moją intuicję.

 

Może na poziomie samorządowym nie powinno się tej wojny PiS-PO eksponować? Może wątpliwości Jacka Majchrowskiego mają tego dowodzić? 

- Rozróżnijmy współpracę z koalicją, czyli długoterminową umowę o podziale wpływów...

 

Tego pan nie przewiduje?

- Nie wchodzi w grę. Co innego jak chodzi o sensowne pomysły radnych PiS. Ostatnio złożyli pomysł, żeby na Zakrzówku powstał użytek ekologiczny. Ja publicznie wezwałem do poparcia tego. Zawsze poprzemy dobre pomysły radnych PiS. Nie będzie koalicji w sensie podziału wpływów, stanowisk.

 

Jeśli wprowadzi pan radnych do Rady Miasta – jest na to szansa – ten klub radnych może decydować o wynikach kluczowych głosowań. Nie boi się pan, że stawiając sprawę tak bezkompromisowo, może pan radnych stracić? Oni mogą stwierdzić, że trzeba zasilić jeden lub drugi większy klub.

- Jest inny pozytywny wniosek z tego sondażu. Wszystko wskazuje na to, że poza klubami Jacka Majchrowskiego/PO i PiS, będzie w Radzie Miasta też klub złożony z aktywistów miejskich...

 

I z Łukasza Gibały. Jeśli prezydentem pan nie zostanie, radnym pan będzie?

- Tak, zdecydowałem się startować do Rady Miasta, żeby móc kierować klubem od wewnątrz. Ciężko byłoby kierować z zewnątrz, jakbym nie został prezydentem, nie był też radnym. Będzie presja na podkupywanie tych radnych. PiS i Jacek Majchrowski mają miejsca w administracji publicznej. Mają oni też inne narzędzia. Trzeba się będzie pilnować, żeby nie zdradzić zaufania wyborców.

 

Startował pan w 2014 roku, w 2018 roku startuje pan znowu. Jak pan teraz nie wygra, to do trzech razy sztuka? W 2023 roku będzie pan po raz kolejny startował?

- Zdecydowanie tak. Kraków jest tego wart, żeby o niego zabiegać. Można zrobić tyle rzeczy, że się nie załamię porażką. Będę dalej walczył o Kraków. Jestem finansowo niezależny, nie stoją za mną partie. Robię to dla Krakowa i mieszkańców.

 

Wywołał pan wątek majątku. Media intensywnie prześwietlają pana sytuację finansową. Luksus prowadzenia szerokiej działalności publicznej jest możliwy tylko i wyłącznie dzięki funduszom pana ojca?

- Na pewno to bardzo pomaga. Mój ojciec jest człowiekiem zamożnym. W pewnym momencie przekazał majątek swoim synom. Brat wziął swoją część pieniędzy i zainwestował w sieć klubów fitness. Mama nie żyje. Ja przez długi czas nie chciałem tych pieniędzy. Byłem posłem, potem zaakceptowałem tę część, ale w formie pożyczki, nie darowizny. Chodziło o powody honorowe. Dużą część zainwestowałem w pracę publiczną – pomaganie krakowianom, pogotowie obywatelskie, chipowanie psiaków, rozdawanie sadzonek antysmogowych, również politykę. Część zainwestowałem w firmy. Nie jest tak, że ja tylko zużywam fundusze ojca. Mamy pod Krakowem fabrykę ekologicznych desek tarasowych i wkładu do drukarek 3D. Fabryka świetnie się rozwija. To mi pomogło, ale to nie był czynnik kluczowy. Jakby finanse decydowały, to nikt by nie wygrał z PO i PiS. To partie bogate naszymi pieniędzmi.

 

Próbuje pan przekonać wyborców deklaracją, że jak zostanie pan prezydentem, będzie pobierał pan średnią pensję krakowską, około 3000 złotych. Nie jest to zbyt populistyczny chwyt?

- Wysokość tej pensji ma być związana z zarobkami przeciętnego krakowianina. Chodzi o solidarność. Będę musiał pobierać całość, ale nadwyżkę będę przekazywał na cele społeczne lub charytatywne, wskazane przez mieszkańców. To gest. Nie startuję dla pieniędzy, ale dla idei.

 

Czyli jest pan bliski poglądowi, że osoby pełniące funkcje publiczne powinny pracować za wynagrodzenie symboliczne lub za darmo?

- Tak. Wiele osób krytykuje ten pogląd. To model amerykański. Mnie się to podoba. Oni idą dla idei, nie żeby się dorobić, ani kraść. Tam przypadków korupcji jest znacznie mniej.

 

Rozpoczął się nowy rok akademicki. Jest wielki powrót studentów do Krakowa. Kraków studentami stoi, ale to oni sprawiają, że od października do czerwca trzeba stać w korkach. Pana i prezydenta Majchrowskiego łączy sceptycyzm do idei budowy metra. Zwiększenie liczby kursów autobusów i tramwajów przekona nas wszystkich – także studentów – żeby zrezygnować z samochodu?

- Nie. To za mało. Ludzie są racjonalni, patrzą na własną korzyść. Jeśli chcemy, żeby nie wybierali samochodu, to musi ona być częściej, ale musi być też szybsza. Jak nie będzie szybsza od samochodu, to kto nią pojedzie? Ja proponuję wykorzystanie torów kolejowych, które mamy w Krakowie, do uruchomienia szybkiej kolei miejskiej. Po co budować metro? Mamy te tory. Proponuję też budowę parkingów park& ride na obrzeżach, żeby samochody z gmin ościennych tam zatrzymać i zmniejszyć ruch samochodowy.

 

Realne jest zbudowanie parkingów? Musiałoby powstać 100 parkingów po 1000 miejsc każdy, żeby tę liczbę aut zatrzymać.

- W tej kadencji powstały parkingi na 500 samochodów. Co to jest? Jakby przeznaczać całość z opłaty za parkowanie na parkingi, można w ciągu kadencji zbudować parkingi dla 10 000 samochodów. To proponuję. To 10% potrzeb, ale będzie to krok do przodu.

 

Jest pan zaskoczony wynikami Barometru Krakowskiego? Ostatnie mówią, że jakość powietrza transport i brak miejsc parkingowych to kluczowe kwestie, którymi powinny się zająć władze Krakowa. Te priorytety od kilku lat zmianom nie ulegają. 

- Tak. Priorytety są oczywiste. Jakby było pytanie o betonowanie miasta, to też by było wysoko. My od dawna mówimy, że są trzy kluczowe rzeczy: jakość powietrza, betonowanie miasta i korki. To trzeba zwalczyć. Jacek Majchrowski sobie nie radzi. Dlatego ja startuję.

 

Dorzuca pan do tych postulatów ukłon ws. Wisły. Dzisiaj zaprezentuje pan swoje pomysły na rewitalizację bulwarów. W ubiegłym tygodniu robiła to Małgorzata Wassermann. Zaproponowała śmiały plan – 8-10 ogólnodostępnych plaż, basenów, marina dla jachtów. Będzie ją pan przebijał?

- Nie. To plan przeskalowany. Krakowianie kochają bulwary. Pewne rzeczy trzeba naprawić. Rowerzyści z rolkarzami i pieszymi tam się nie mieszczą.

 

Poszerzyć bulwarów nie zdołamy.

- Mogą być osobne tory dla rolkarzy i rowerzystów, tory mogą być też dłuższe. Wtedy natężenie będzie mniejsze. Nie betonujmy ich, żeby tam nie było za dużo atrakcji. Musi być zieleń. Pójdę w tym kierunku. Nie budujmy też tam takich brzydkich pomników. Wymyślił to ostatnio Jacek Majchrowski.

 

Wróćmy do rozmowy o ekipie, która ma z panem działać w Radzie Miasta. Jest pan spokojny o swoich ludzi? Mówi Pan, że wasza współpraca opiera się na zaufaniu. Pojawiła się jednak rysa. Tomasz Leśniak zarzucił panu, że w stowarzyszeniu Logiczna Alternatywa była osoba, która próbowała nielegalnie przejąć kamienicę przy ulicy Sobieskiego w Krakowie.

- Tak. To obrzydliwa sprawa. Nie wiedziałem o tym. Usunęliśmy tę osobę tego samego dnia. Dziękuje Tomkowi Leśniakowi. Trzeba się oczyszczać z takich osób. Oprócz mojej niezależności finansowej, braku zobowiązań wobec partii, ci ludzi na moich listach to mój trzeci argument i atut. Tam jest masa aktywistów. Jest Mariusz Waszkiewicz, który wiele zrobił dla zieleni. Jest Łukasz Maślona, który walczył, żeby na Karmelickiej był park. Jest Amelia Juszczak, która broni Nowej Huty, Alicja Szczepańska walcząca o sprawy kobiet.

 

Czyli takich niemiłych niespodzianek już się pan nie obawia?

- Ja nie mam wątpliwości, że moi konkurenci będą grzebać. Nic nie znajdą na mnie. W Logicznej Alternatywie jest ponad 100 osób. Nie wykluczam, że znajdzie się jedna czarna owca. Mam nadzieję, że tak nie będzie.