"Pamiętem kolejne obietnice dotyczące na przykład drogi S7 i nic z nich nie wynikało" - mówił poseł Gowin w Radiu Kraków. Jego zdaniem fakt, że trasa znalazła się w kontrakcie terytorialnym, nie znaczy, że znajdą się na nią pieniądze. "Będzie o tym decydował już następny parlament" - mówił lider Polski Razem.

 

Zapis rozmowy Jacka Bańki z liderem Polski Razem, Jarosławem Gowinem.

 

Jakie wnioski powinniśmy wyciągnąć z tej awantury o podróże posłów?

- Dwa wnioski. Pełna przejrzystość. Żyjemy w XXI wieku. Każda informacja o działaniu posłów powinna być dostępna w internecie. Trzeba ograniczyć też skalę tych kontaktów. Nie jest tak, że wszyscy posłowie jeżdżą na lewo i prawo. Jestem parlamentarzystą od 9 lat i nigdy nigdzie nie jechałem na koszt podatnika. Te monstrualne kwoty wyjeździła grupa kilkudziesięciu posłów. Nie chcę mówić, że kontakty nie są potrzebne, ale na pewno nie na taką skalę.

 

Sprawdzaliśmy, pan nie podróżował. Wie pan kto jest małopolskim rekordzistą?

- Nie wiem. Nikomu nie zaglądam za pazuchę. Nie szukam haków na oponentów. Pewnie zaraz się dowiem.

 

To było zaskoczenie. Nie była to Jagna Marczułajtis, szefowa komitetu, który chciał zorganizować ZIO. Jest to gorlicka posłanka PiS, Barbara Bartuś.

- Wyborcy mają prawo ją zapytać czemu służyły te podróże. Nie wiem dokąd były i dlaczego tak liczne.

 

Ponad 200 tysięcy złotych.

- Jakie korzyści one przysporzyły dla Polski i regionu? Niech wyborcy podejmą decyzję. Na pewno skala podróży posłów jest za duża.

 

Jest ta cała awantura i okazuje się, że rekordzistką w Małopolsce jest prawie anonimowa posłanka gorlicka, Barbara Bartuś. Ponad 200 tysięcy kosztowały jej wyjazdy. Patrzymy czym się ona zajmuje i okazuje się, że należy ona do polsko – egipskiego, polsko - słowackiego, polsko – węgierskiego czy polsko – wietnamskiego zespołu parlamentarnego. Klawe życie.

- Ja nie należę do żadnego. To biura podróży. Pretensje trzeba kierować nie tylko do posłów, ale także do marszałków sejmu, ponad podziałami. Sytuacja się ciągnie od lat. Każdy obóz polityczny ma coś na sumieniu. Autorytet polityków nie może być wystawiany na szwank przez 10% posłów. Trzeba sprawdzić też senatorów. Krążą legendy o podróżach marszałka Borusewicza. Chciałbym wiedzieć czy to prawda.

 

Wybory w niedzielę a tuż przed wyborami mamy podpisany kontrakt terytorialny między rządem a Małopolską. Są tam gwarancje na finansowanie dwóch odcinków S7, połączeń kolejowych czy trasy Brzesko – Nowy Sącz. To sukces małopolskich parlamentarzystów i samorządowców?

- Sukcesem to będzie jak kontrakt będzie realizowany. Byłem politykiem PO i pamiętam obietnice Donalda Tuska dotyczące S7 i drogi Brzesko – Nowy Sącz, która jest kluczowa dla rozwoju tego regionu. Z tego nic nie wynikało. To jeszcze nie znaczy czy będą realne pieniądze. O tym zdecyduje przyszły parlament. Małopolska dla obecnego obozu nie jest ulubionym regionem. Mam nadzieję, że to się zmieni po dojściu prawicy do władz.

 

Dojściu do władzy w Małopolsce?

- Chodzi o wybory parlamentarne.

 

Po wyborach samorządowych różnie może być. Sejmiki może przejmować prawica. Żeby te inwestycje były finansowane, trzeba je przygotować. Czy tutaj między regionami i władzami rządowymi nie będzie zgrzytu? Da się to zrobić do 2020 roku?

- Małopolską od 7 lat rządzi koalicja PO- PSL. Od 7 lat Polską rządzi ta sama koalicja. Nasz region jest pokrzywdzony. To, że władza w danym regionie jest w rękach tego samego obozu co władza w Polsce, niczego nie gwarantuje. Obóz rządzący krajem nie przepada za Małopolską i całym wschodem. To regiony prawicowe. Trzeba skończyć z dzieleniem dzieci na lepsze i gorsze. Wszystkie regiony są równe. Jak prawica dojdzie do władzy to te straty, które poniosła Małopolska, będą zrekompensowane.

 

Mówi pan o stratach, ale pan jako poseł PO też się mógł zaangażować.

- Angażowałem się, tak jak inni posłowie PO z regionu. To było jednak nieskuteczne. Oczkiem w głowie Donalda Tuska było Pomorze i regiony, gdzie PO ma sukcesy. Gdzie były inwestycje drogowe? Pomorze, Łódzkie czy Podkarpacie. Pod tym względem Małopolska nie miała dobrych notowań w rządzie.

 

2/3 Polaków uważa, że powinna obowiązywać kadencyjność i potem burmistrzowie czy prezydenci nie powinni sprawować rządów. Są różne koncepcje. Jacek Majchrowski mówił, że może być 2x6. Tak źle jest w tym Krakowie, że musi być zmiana?

- Mam przed sobą Dziennik Polski i wielki artykuł, z którego wynika, że połowa głosów oddana na Jacka Majchrowskiego może pochodzić od osób związanych z magistratem. To pokazuje patologię. Z jednej strony słusznie postawiliśmy na bezpośrednie wybory prezydentów, burmistrzów czy wójtów. Ja bym do tego dodał starostów i marszałków. Nie ograniczyliśmy im jednak kadencyjności. W większość miast będzie reelekcja a prawie wszędzie są układy nie do ruszenia. Nie twierdzę, że to jest w Krakowie, ale słyszę skargi przedsiębiorców, że jedni mogą się łatwo przebić w magistracie a inni mają problemy z pozwoleniami na budowę. Nie wiem czy to prawda. Byłoby jednak zdrowiej jakby była dwukadencyjność. Nawet niech to będzie 6 lat. Potem samorządowcy mogliby być posłami lub senatorami.

 

Jacek Majchrowski mówi, że parlamentarzyści powinni zacząć od siebie. Pan jest w parlamencie od prawie 10 lat.

- To inna sytuacja. Prezydent czy wójt to władza wykonawcza. Ograniczenia kadencyjności parlamentarzystów nie ma prawie nigdzie na świecie.