Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z prezydentem Krakowa, Jackiem Majchrowskim.

 

Kilka tysięcy krakowian na Rynku upamiętniło zamordowanego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Wcześniej mszę w jego intencji odprawiono w Bazylice Mariackiej. To czas żałoby. Jak ten czas powinien wyglądać w polskim życiu publicznym?

- To przede wszystkim powinien być czas refleksji. O to chodzi. To sytuacja, która jest wynikiem określonych działań, określonej sytuacji, określonych wypowiedzi. To spirala, która nakręca się sama, lub jest nakręcana przez polityków i niektórych dziennikarzy.

 

Chciałbym zapytać o jakość dyskusji w przestrzeni publicznej. Jak ze sobą rozmawiamy, gdy idzie o politykę, państwo, różnicę zdań w kwestiach ideologicznych? Jest szansa, żeby ta dyskusja wyglądała inaczej niż dotychczas?

- Jest szansa, żeby dyskusja wyglądała inaczej. Czy ta szansa zostanie wykorzystana? Trudno powiedzieć. To nie dotyczy tylko polityków. To dotyczy zwykłych ludzi. Popatrzmy na hejt w internecie, na wypowiedzi niektórych polityków po śmierci Adamowicza. To przerażające. Ludzie uważają, że mogą bezkarnie wypowiadać największe chamstwa i obelgi. Nie do końca. Jak policja chce, może ustalić kto to zrobił. Przykładem są groźby zabójstw prezydentów innych miast. Wcześniej to się przeciągało, jakby państwo dawało przyzwolenie na takie działania.

 

Mówimy o mowie nienawiści, jako jednej z przyczyn tego, do czego doszło w niedzielę. Bogusław Chrobota w Rzeczpospolitej pisze tak: „Śmierć Pawła Adamowicza musi stać się punktem zwrotnym, po którym nastąpi otrzeźwienie. Przekroczyliśmy rubikon. Jeśli nie dojdzie do systemowej walki z hejtem, wszyscy jednako będziemy mieć krew na rękach”.

- Słuszne. Nie wiem jednak, czy ktoś podejmie walkę z hejtem.

 

Jak się za nią systemowo możemy zabrać? Systemowo, czy każdy z nas z osobna?

- Każdy z nas z osobna, żeby nie pisać takich rzeczy. Gdy wiemy, że ktoś ze znajomych to pisze, trzeba mu to uświadomić. To też rola służb, które mogą ustalić, kto coś pisze. Wiem, że niektórzy piszą z kafejek internetowych, ale to też da się wyłapać.

 

Dwa lata temu między innymi panu i świętej pamięci Pawłowi Adamowiczowi wystawiono polityczne akty zgonu. To była inicjatywa Młodzieży Wszechpolskiej. Wtedy prokuratura nie dopatrzyła się znamion przestępstwa. Sprawa została umorzona.

Dla mnie to jest ciekawe, jako dla prawnika. Wybiórczo traktuje się pewne rzeczy. Dla jednych jest się surowym, dla innych nie. To kwestia środowisk prawicowych, narodowych, kiboli – nie kibiców – Młodzieży Wszechpolskiej, która była autorem tego. Tam była podpisana też Endecja, trochę na wyrost. To zostaje bezkarne, jest przymykane oko. Mówi się, że nic się nie stało, jest to granica dozwolonej krytyki.

 

Nowa szefowa Wydziału Edukacji Urzędu Miasta Krakowa Ewa Całus zapowiada, że jednym z jej priorytetów ma być działanie przeciwko mowie nienawiści. Będą w szkołach programy dla uczniów, żeby na tę sprawę młodzież uwrażliwiać?

- To kwestia fundamentalna. Ci wszyscy, którzy się wychowują na hejcie, zaczynają się kształtować w szkołach. Tam się wyrabiają ich charaktery, ich koncepcje życiowe. Oni zaczynają pisać, wypowiadać się. Czasem bardzo głupie. To moment, żeby ukształtować sylwetkę duchową takiego dziecka.

 

Poseł Krystyna Pawłowicz – znana z wyrazistych wypowiedzi – w niedzielę, tuż po tym jak Paweł Adamowicz został raniony w czasie finału WOŚP, napisała tak: „Jurek Owsiak wzbudza w ludziach wielkie, negatywne emocje z powodu skrajnie kontrowersyjnej postawy”. Napisała też, że Owsiak musi odejść. Gdy wczoraj dotarła informacja o śmierci Pawła Adamowicza, dla wielu szokiem było, że chwilę później Jerzy Owsiak zapowiedział rezygnację z funkcji szefa WOŚP. Jak pan przyjął tę informację?

- Negatywnie. Nie powinien tego robić. Powinno go to zmobilizować, żeby dalej działać. WOŚP jest utożsamiany z nim. WOŚP bez niego nie będzie taką Orkiestrą. On nadawał jej kształt. Nie będzie drugiego takiego w czerwonych spodniach i żółtej koszuli. 25 lat hejtu na niego, plucia. To coś obrzydliwego. Politycy to robili, na przykład pani Pawłowicz. Jednak nie tylko. Kościół też aktywnie w tym działał. W tym roku się wycofał, ale wcześniej protestował przeciwko tej akcji organizującej całe społeczeństwo. Wiele tysięcy ludzi w tym brało udział. To jedna z bardzo nielicznych akcji, która jest precyzyjnie rozliczana. Znam wielu, którzy zbierają, ale z rozliczeniami jest różnie. Tu jest precyzyjnie. Są efekty. Jest ponad miliard złotych od początku akcji. Jak zaczynałem być prezydentem, miałem miliard 600 milionów budżetu. To pokazuje skalę. Jakbym mógł taką sumę przekazać na sprzęt medyczny to szpitale by od niego kipiały.

 

Po tych wydarzeniach powstają też pytania o poziom zabezpieczenia tej imprezy. Może należy pomyśleć o tym, żeby istniejące przepisy zmienić lub doprecyzować na poziomie ustawy o organizacji imprez masowych, lub na poziomie zwiększenia kompetencji straży gminnych.

- Kompetencje straży gminnych powinny być większe. To nie ulega wątpliwości. Trwają rozmowy na ten temat. Nie powinny to być bardzo szerokie kompetencje, ale trzeba je zwiększyć. Przepisy obecnej ustawy są wystarczające. Wszystko zależy od organizatorów. Czy to była impreza masowa? Ponoć nie. Nie rozumiem tego. Impreza masowa nakłada na organizatora obowiązki dotyczące zabezpieczeń. To kosztuje. Rozumiem, że oni od tego uciekają, ale nie wszystkie imprezy masowe są za takie uznawane. Imprezy kościelne są z tego wyłączone. Nie wiem czemu.

 

Przedstawiciele firmy, która ochraniała tę imprezę w Gdańsku tłumaczą, że ze względu na specyfikę WOŚP koncentrowali się na zabezpieczeniu publiczności, nie ochronie osób na scenie.

- Tak zawsze jest. My w KBF mamy zasadę, że każdy, kto wchodzi na scenę jest weryfikowany podwójnie. Przed wejściem na teren imprezy, potem raz jeszcze przed wejściem na scenę. Tam można było wejść. Nie wiem czemu facet z przywieszką „media” mógł tam wejść. Media też powinny mieć wydzielone swoje miejsca, nie łazić wszędzie, jak ten pan.

 

Będzie bezpieczniej na Prądniku Czerwonym? 3 miliony w tegorocznym budżecie będą przeznaczone na pilotaż monitoringu. To inicjatywa radnego Łukasza Wantucha. On liczy na tysiąc kamer monitoringu w tej dzielnicy.

- Kwestia monitoringu była w referendum. Był powołany zespół, były konsultacje. Zostały wydzielone miejsca, gdzie powinny być kamery. Żeby ją zainstalować, trzeba mieć światłowód i wykonać masę rzeczy technicznych. Potem ktoś to musi obserwować, przetwarzać. To ciąg wydatków. Wchodzenie z butami w ten projekt… Dla pewnego widzimisię jest to niszczenie projektu i pójście w taką stronę.

 

Pan mówi tak o inicjatywie radnego pańskiego klubu.

- Tak. Klub nie jest ideologicznie niczym związany. Każdy ma swoje zdanie. Mój klub często różnie głosuje. Nie ma dyscypliny. Pan Wantuch to wyrywny chłopak.

 

Czyli jest pan sceptyczny co do efektów tego pomysłu?

- Jestem sceptyczny. Trzeba się zastanowić nad realizacją tego. Zobaczymy jak to wyjdzie.