Zdaniem Jerzego Millera jest duża potrzeba tworzenia przedszkola, do którego wspólnie chodziłyby dzieci polskie i romskie. Jest to niezbędne, bo jak przekonywał Miller, często dzieci romskie trafiają do szkoły praktycznie nie znając języka polskiego. Wspólne zajęcia w przedszkolu zdaniem wojewody małopolskiego mogłyby zwiększyć edukacyjne szanse dzieci romskich.

Przeczytaj: Romowie: "Andrychów potrzebuje spokoju a nie mediacji"

Zapis rozmowy Marty Szostkiewicz z wojewodą Małopolski, Jerzym Millerem.

Andrychów i Maszkowice to dwa miejsca na mapie Małopolski, które się pojawiają ostatnio w kontekście mniejszości romskiej i konfliktów między Polakami a Romami. Był pan ostatnio w Andrychowie?

- Byłem, ale z innego powodu. Nie możemy sprowadzać problemu mniejszości romskich tylko do jednego miejsca. Wszyscy pamiętamy o Limanowej. Po pierwsze powiedzmy, w czym jest problem. Problem jest w edukacji dzieci romskich. Wyrasta następne pokolenie osób, których kwalifikacje są tak małe, że te dzieci będą miały w przyszłości kłopot z utrzymaniem siebie i rodziny.

Dlaczego w niektórych romskich społecznościach w Małopolsce dzieci chodzą do szkoły a rodzice wiedzą, że edukacja jest ważna?

- Pewnie lepszą diagnozę postawiłby przedstawiciel Romów. To chyba kwestia kulturowa. To uważanie, że w niektórych kręgach Romów uczenie języka polskiego dziecka, które nie ma obowiązku chodzenia do szkoły, jest wynarodowieniem. Nie udaje się niektórych przekonać, że dziecko, które nie zna słowa po polsku, gdy idzie do szkoły, czuje się odrzucone. Każdy z nas by się tak czuł, jakby poszedł do szkoły a wszystkie dzieci by mówiły w nieznanym języku. Stąd potrzeba stworzenia wspólnego przedszkola. To może pomóc w nawiązaniu więzów między dziećmi. To ważne. Jak w szkole dochodzi do konfliktu, to rodzice stają po stronie swoich dzieci. Potem konflikt staje się konfliktem między Romami a Polakami.

Potrzebna jest w Andrychowie mediacja? Pojawiły się takie postulaty, że mediator jest potrzebny. Gdy posłowie o tym usłyszeli, to stwierdzili, że pan powinien tam wysłać misję mediacyjną. Na razie tam jest dużo policji, żeby uspokoić sytuację.

- Moje doświadczenie mówi, że najlepszym mediatorem jest wójt. To kwestia współżycia dwóch kultur w jednym miejscu. Uwrażliwienie na szacunek i wyrozumiałość jest trudne do zrobienia, gdy osoba jest z zewnątrz. To kwestia systematycznego zbliżania dwóch społeczności.

W Andrychowie pojawiają się głosy, żeby wysiedlić Romów. To brzmi niepokojąco, że ktoś wpada na taki pomysł, żeby swojego sąsiada wysiedlać. Pojawiają się patrole obywatelskie. Nie rokuje to dobrze na przyszłość.

- Stąd obecność policji. Niektóre zachowania można potraktować jako wyzwanie długoterminowe a niekiedy trzeba reagować szybko. Jak ktoś kogoś zaczepia, to nie można zostać biernym. Jak ktoś wygłasza tylko postulaty, to dyskusja jest na miejscu. Takie postulaty, żeby przenieść Romów, to nie są jedyne postulaty w Andrychowie. Na szczęście w innych miejscach te postulaty nie są słyszane. To proces, który nie potrwa kilka lat, ale pokolenie. Popatrzmy na Nową Hutę, Tarnów. Te problemy były mocno zaognione a dzisiaj występują w małym zakresie.

Patrzyłam na stronę Urzędu Wojewódzkiego i ciągle w rubryce „Pełnomocnik ds. mniejszości” jest osoba, która pełni obowiązki takiego pełnomocnika. Powoła pan taką osobę na stałe?

- Ta osoba, które pełni obowiązki, robi to od 3 tygodni. To nie jest kwestia modelowa, ale tak się złożyło, że zmiana osoby wymaga znalezienia osoby z predyspozycjami ważnymi w tej sytuacji. Chodzi o znajomość kultury Romów.

Czyli osoba, która do tej pory była pełnomocnikiem, nie spełniała takich kryteriów?

- Z tego co wiem, jest na dłuższym zwolnieniu lekarskim.

Na ostatniej Radzie Miasta uchwalono plan zagospodarowania dla Zakrzówka. Miejscy aktywiści chcą oprotestować ten plan i w panu widzą ostatnia nadzieję na ocalenie tego terenu.

- Jeśli popełniono jakiś błąd proceduralny, to słusznie we mnie widzą nadzieję. Jak wszystko było zrobione zgodnie z przepisami, to ja nie mam nic do powiedzenia. Na szczęście od 24 lat mamy wyraźny podział kompetencji. Wojewoda dba, żeby samorząd nie naruszał prawa.

Rozumiem, że nie będzie pan wnikał w to, czy wąż na Zakrzówku jest w takim czy innym miejscu?

- O wężach lepiej rozmawiać z RDOŚ, oni są kompetentni. Oni byli zaangażowani w te dyskusje. Moja rola sprowadza się do potwierdzenia, że prawo nie zostało złamane.