Zapis rozmowy Marty Szostkiewicz z Iwoną Sadecką, doradcą do spraw prasy i kultury w Konsulacie Generalnym USA.

Zmieniają się prezydenci USA, ambasadorowie i konsulowie generalni a Iwona Sadecka trwa w konsulacie. Od którego roku?

- Od 1985 roku.

Konsulat na Stolarskiej obchodzi właśnie 40-lecie istnienia. Jak to się stało, że zaczęła pani tam pracować? Wtedy w Białym Domu mieszkał prezydent Regan, w Moskwie sekretarz Czernienko, w Warszawie generał Jaruzelski a pani dostaje prace w konsulacie USA. Brzmi to fantastycznie.

- Faktycznie to odległe czasy, ale takie, których się nie da zapomnieć. W sposób prosty się udało. Było ogłoszenie w Dzienniku Polskim, które brzmiało: „Przedstawicielstwo zagraniczne poszukuje pracownika na pół etatu”. Byłam rodzinnie zaangażowana, więc pół etatu mi się podobało. Byłam absolwentką filologii i szukałam kontaktu ze światem. To też mnie przyciągnęło.

Czyli nie widziała pani, że to konsulat?

- Nie. Jak wrzucaliśmy kopertę do skrzynki, nie wiedziałam gdzie aplikuję.

Łatwo było na rozmowie kwalifikacyjnej? Czego Amerykanie oczekiwali?

- Ja byłam zaskoczona. Kolejka była długa. Wydawało mi się, że to będzie krótka rozmowa, ale spędziłam u konsula pełną godzinę. Rozmawialiśmy o wszystkim: studiach, rodzinie, zainteresowaniach, przyzwyczajeniach. To była także rozmowa o Polsce.

W tych czasach konsulat był miejscem, gdzie się przychodziło wypożyczyć książkę i zobaczyć wiadomości CNN. Z drugiej strony wiele osób bało się tam wejść. SB miało tam mieszkanie operacyjne z kamerą i śledziła kto i po co tam wchodzi. Było to wrogie państwo, imperium zła.

- Dokładnie. Moja przygoda zaczęła się jeszcze w czasie studiów. Przychodziłam tam ze znajomymi na projekcje filmowe i korzystałam z biblioteki. To był taki dreszczyk emocji, że wkraczamy w sferę wolności, ale jest w tym ryzyko. Wychodząc z konsulatu wiedzieliśmy, że są okienka na wprost, skąd byliśmy obserwowani, ale patrzyliśmy tam wyzywająco.

W latach 90. Polska weszła do NATO. Konsulat generalny w Krakowie odgrywał dużą rolę wspierającą. On także informował.

- Cała misja amerykańska była zaangażowana, żeby działania przybliżające Polskę do NATO wykonywać. Mieliśmy wiele wizyt. Zawsze były to także wizyty w Krakowie. Przypominam sobie taką wizytę, kiedy przyjechała grupa 13 wydawców największych pism amerykańskich, które nie wszystkie były za wejściem trzech nowych państw do NATO. Oni przyjechali na rekonesans. My przygotowywaliśmy tę wizytę w szczegółach. Chodziło o to, żeby Kraków pokazać jako dawną stolice kraju, który zawsze należał do Europy.

Jak pani o ty opowiada to sobie pomyślałam, ze w pewnym sensie pełni pani podwójna rolę. Z jednej strony pracownika konsulatu USA a z drugiej „ambasadora” polskości wśród Amerykanów.

- Zdecydowanie tak. Dla mnie ta moja rola brzmi klarownie. Ona jest w tym wymiarze podwójna. Opowiadam Amerykanom o Polsce, ale także staram się nawiązywać kontakty z polskimi przedstawicielami różnych organizacji, żeby ta dyplomacja społeczna była dobra.

Nie ma konfliktu lojalności?

- Nie. Jeśli był taki cel, żeby Polska weszła do NATO, to my wyszukiwaliśmy argumenty dla Amerykanów. Wiedzieliśmy, że to interes nadrzędny.

Wczoraj było wielkie święto konsulatu. Jutro 4 lipca, święto niepodległości USA. Wczoraj w Krakowie był ambasador USA z Warszawy i goście. Czy mieszkańcy Krakowa i Małopolski będą mogli w najbliższym czasie w czymś uczestniczyć?

- Oczywiście przygotowywaliśmy te obchody także pod tym kątem, przypominając ważne wydarzenia. Warto wspomnieć wielkie wystawy, które są ważne dla krakowian. Jak muzeum z Kalifornii chciało pokazać swoje zbiory to wybór padł na Madryt, Paryż i Kraków. To było wielkie wydarzenie w MCK. Przypominaliśmy także wystawę „Amerykański sen”, za którą dostaliśmy Odloty Kulturalne. To była ciekawa wystawa, która przypominała 50-lecie powojenne i wyobrażenie Polaków o USA. Było to bardzo nowoczesne. Chcę też wspomnieć o amerykańskim roku w Muzeum Lotnictwa. To była niezwykła wystawa i cały zestaw filmów, wystawa kobiet w lotnictwie. Była także astronautka. Wspaniałą rzeczą w tej pracy jest to, że mogę spotykać nowych ludzi, który mają pasję. Oni zasypiają i budzą się z pomysłami. To jest to. Kiedyś Jan Nowak Jeziorański powiedział, że nie ma dyplomacji bez dyplomacji społecznej. Nastał taki czas, że to jest możliwe. Granice nie maja takiego znaczenia.

Ta Amerykańska nie jest jeszcze taka prosta do sforsowania.

- Tak, ale ponad 90% Polaków dostaje wizę turystyczną.