Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z posłanką ruchu Kukiz’15, Elżbietą Zielińską.

 

Sytuacja w oświacie wciąż jest na ustach wszystkich. Jak ocenia pani nastroje społeczne w czwartym dniu strajku?

- Ja byłam wczoraj w swojej szkole podstawowej w Kobylance. Jest takie podburzanie społeczeństwa przeciwko nauczycielom. Widzę komentarze. Ta krytyka w stronę nauczycieli nie jest zasłużona. O ile zgodzę się, że pan Broniarz robi w gruncie rzeczy zła robotę, bo swoją twarzą zniechęca ludzi, to jednak nie wszyscy nauczyciele są w ZNP i Solidarności. Większość z nich protestuje. Ja uważam, że ten strajk jest potrzebny, żeby rozmawiać o oświacie w Polsce. Robi się coraz gorzej. Fundusze z budżetu są coraz mniejsze. Wydatkowanie na oświatę spadło do 3%. Problemów jest coraz więcej.

 

Nawet samorządowcy zwracają uwagę, że w 2018 roku dopłacili do utrzymania szkół w skali kraju blisko 23,5 miliarda złotych. Ta kwota ciągle rośnie. Samorządowcy pytają, czy skoro płacimy coraz więcej na oświatę, nie powinniśmy mieć na nią większego wpływu?

- W ogóle powinniśmy przebudować system nauczania w Polsce. On nie przystoi do dzisiejszych czasów. Jak rozmawiałam z nauczycielami, oni mieli sporo uwag. Nie chodzi tylko o te 1000 złotych. Jest szereg postulatów. Ja jestem zwolennikiem decentralizacji nauczania i wprowadzenia bonu edukacyjnego. On by podniósł pensje i poziom nauczania.

 

Toczy się dyskusja co do tego, czy nauczyciele mają prawo domagać się wynagrodzenia za czas strajku. W tej sprawie wątpliwości przecinają urzędnicy rządowi i szefowie RIO. Z drugiej strony samorządowcy się zastanawiają, czy w jakiś sposób można te niedogodności związane z mniejszym wynagrodzeniem nauczycielom zrekompensować.

- To zależy od samorządu. Według przepisów, strajkując nie powinno pobierać się pensji. W Krakowie są różne propozycje, w innych samorządach też. Mam sąsiadkę nauczycielkę. Ona wie, że nie będzie miała pensji, ale te zmiany są potrzebne. Środowisko jest zdeterminowane.

 

Pani mówi, że to zależy od samorządów. Zgadza się pani z opinią pani kolegi z ruchu Kukiz’15, posła Norberta Kaczmarczyka, który mówił, że jest tak, że samorządy albo zachęcają, albo zniechęcają do strajkowania w zależności od opcji politycznej. Bywa tak, że nauczyciel który się im przeciwstawia ryzykuje całą swoją karierę. To silnie upolityczniony protest?

- Sprawa jest bardziej skomplikowana. Pan Broniarz organizuje strajk, bo chce zapewnić sobie stołek związkowy. W przypadku nauczycieli tak nie jest. Pytałam ilu jest z ZNP, ilu w Solidarności. Większość nie jest w związkach. Bywa też tak, że są naciski. Dyrektorzy naciskają, żeby strajku nie było. Do tego są egzaminy. To też nastręcza trudności. Ja nie dostałam sygnału, żeby samorząd kładł nacisk. Może takie sytuacje gdzieś mają miejsce, ale ja o tym nie słyszałam.

 

Jesteśmy w środku egzaminów gimnazjalnych. Jak mówią nauczyciele, największy problem może być w piątek, kiedy będzie egzamin z języka obcego. Wtedy będzie potrzeba więcej osób do pracy w komisjach. Według szacunków rządu już 7000 osób jest gotowych udzielić wsparcia w szkołach. Ten protest będzie eskalował, czy będzie zmierzał ku zawieszeniu? Może będzie tak jak sugeruje Sławomir Broniarz, że część związkowców domaga się zaostrzenia, z okupacją budynków włącznie?

- Tego nie słyszałam. Sytuacja jest rozwojowa. Ciężko powiedzieć, czy strajk będzie się zmniejszał, czy nauczyciele będą trwać przy swoim. Część nauczycieli zawiesiła też strajk na czas egzaminów. Są komentarze, że nauczyciele robią szantaż i krzywdzą dzieci. Rozmawiałam wczoraj z moimi pedagogami. To dla nich bardzo trudne. Oni rozmawiali z uczniami, pytali i wspierali. Część nauczycieli zawiesza strajk na czas egzaminów. Mój brat ma maturę w tym roku. Wolałabym, żeby ona przebiegła spokojnie. Jeśli jednak nie rozwiążemy problemu oświaty lub nie zaczniemy tego robić… Przy ostatniej reformie padła obietnica ministerstwa, że będzie rozporządzenie dotyczące finansowania szkół. Tego nie ma i nie będzie. Pani minister kandyduje do Parlamentu Europejskiego. Nikt nie zacznie tego tematu. Jak nie zaczniemy myśleć o oświacie, będzie pogarszała się edukacja. W tym momencie przez różne reformy i przeciąganie polityczne szkół, wiele się wydarzyło. Sytuacja zawsze może być gorsza.

 

Jak pani ocenia szansę powodzenia inicjatywy premiera Morawieckiego, który zaproponował okrągły stół dla edukacji po Wielkanocy? To ma być ogólnonarodowa debata o systemie oświaty z udziałem związkowców, nauczycieli, pedagogów i rodziców.

- Chciałabym, żeby taka dyskusja miała miejsce. Mam nadzieję, że to nie będzie jak negocjacje ze związkami, że to będą negocjacje z członkiem PiS, czyli szefem Solidarności. Chciałaby takiej dyskusji przy udziale różnych środowisk. Przy strajku niepełnosprawnych dobierało się do rozmowy swoich i był sukces.

 

Pytanie jak rozmawiać teraz o polskiej edukacji? Nauczyciele mówią, że postulaty płacowe ich najbardziej interesują. Rząd mówi, żeby rozmawiać też o innych ważnych sprawach: zwiększeniu pensum, dalszych losach karty nauczyciela, nowym systemie oceny pracy nauczyciela.

- To bardzo ważne kwestie. Jestem za urynkowieniem edukacji i wprowadzeniem bonu edukacyjnego. Trzeba też powiedzieć, że rząd nie jest taki ochoczy do rozmów. Obserwuję atmosferę. Widzę wiele złego ze strony rządu. Widzę szczucie. Nie podoba mi się to. Kolejna grupa społeczna jest zła, bo śmie wystąpić przeciwko rządowi. Na tym polega rządzenie, że się dyskutuje z różnymi grupami. Ze strony rządu widzę wiele złego.

 

Kandyduje pani z list Kukiz’15 do Parlamentu Europejskiego. Niepokoją panią sondaże, które pokazują, że często Kukiz’15 znajduje się na granicy progu wyborczego? Jeśli przekroczenie tego progu byłoby zagrożone to czym by to pani tłumaczyła? Znowu starciem dwóch dużych bloków, na którym małe ugrupowania tracą?

- Przy wyborach do Parlamentu Europejskiego zawsze mniejsze ugrupowania tracą. 5 lat temu Kongres Nowej prawicy miał te 7%, ale to głównie polegało na tym, że przy niskiej frekwencji grupa zmotywowanego elektoratu dała te 7%. Zobaczymy jak to będzie wyglądało. My zawsze byliśmy niedoszacowani w sondażach. Ja jestem dobrej myśli.

 

Może jest tak, że poparcie dla Kukiz’15 słabnie, bo za mało słychać głos waszego ugrupowania choćby w sprawie protestu nauczycieli? Te wybory 26 maja będą wyborami o wszystkim, tylko nie o Europie?

- One już tak wyglądają. Mówimy głównie o postulatach krajowych. 500+ na pierwsze dziecko nie będzie omawiane w Parlamencie Europejskim, ale w naszym parlamencie. Jeśli chodzi o nasz głos to krzyczeć głośno pustosłowiem może każdy. Duże partie na to wydają wielkie pieniądze, co tydzień są kolejne konwencje za miliony. Nie chce, żebyśmy my tak działali. Dużymi ugrupowaniami Polacy są zmęczeni. Mam kontakt na co dzień z ludźmi innymi. Aż tak źle nie jest.

 

Znowu jest tak, że jeśli dwa duże bloki mówią mocnym głosem i używają wiecowej retoryki, spokojniejsze ugrupowania nie są słyszane?

- Mamy się przyłączyć do psucia debaty publicznej? Tak to wygląda. Mamy albo krzyczeć teraz, że wszyscy strajkujemy, lub jak członkowie PiS, że nauczyciele szantażują? To nie jest merytoryczne podejście. Sprawa jest bardziej skomplikowana. Chciałabym, żeby obóz rządowy i główny obóz opozycyjny zaczęły myśleć dobrem wspólnym.