Podstawą scenariusza spektaklu jest jeden z najdziwniejszych utworów autora „Ferdydurke”. Powstał na emigracji w Argentynie, gdzie pisarz znalazł się tuż przed wybuchem wojny. W realiach tamtego czasu i miejsca rozegra się napisany kilkanaście lat później „Trans Atlantyk” tekst, który uderza w polskie narodowe stereotypy, który piętnuje, wyśmiewa ową polskość zamkniętą w zaściankowości. „Bronię Polaków przed Polską – napisze Gombrowicz tłumacząc swój utwór - przed „patriotycznym terrorem”, przed „stadną mitologią”. Miłoszowi zwracającemu mu uwagę, że krytykowana przez niego Polska ulotniła się w 1939 roku i że pomija Polskę obecną, Polskę rzeczywistą odpowie w Dzienniku, że „poprzez Polskę z 1939 Trans Atlantyk celuje we wszystkie Polski teraźniejszości i przyszłości, gdyż mnie idzie o przezwyciężenie formy narodowej jako takiej, o wypracowanie dystansu do wszelkiego stylu polskiego”.

„Trans - Atlantyk” dalej jest aktualny, więc nie dziwią reżyserskie próby wciągnięcia go we współczesny repertuar teatralny. Na adaptatorów Gombrowicza czyhają jednak nie tylko inscenizacyjne pułapki jego utworów dramatycznych, ale także prozy zwłaszcza tej, rodem z „Trans - Atlantyku”, stylizowanej na gawędę romantyczną, najeżoną sentencjami, przysłowiami, idiomami i zanurzoną w świat groteski i ironii.

Główny bohater opowieści, także tej scenicznej to jednocześnie narrator, stylizowany na samego Gombrowicza, rzucony w specyficzny światek polskiej emigracji z „przyprawioną gębą” wielkiego polskiego psiarza. Niby zagubiony w owym dziwnym dla niego świecie, ale umiejący wykorzystać sytuację w którą tak niespodziewanie zostaje wrzucony. I intryguje, z obrzydzeniem mniej lub bardziej udawanym, przeciwko i ze swoimi rodakami. Gombrowicz w tarnowskim przedstawieniu, w tej roli Aleksander Fiałek, jest jednak bardziej niż postacią świata przedstawionego jej narratorem, dystans przeradza się w pewną źle skrywaną obojętność a nawet obcość. Nie porwie go więc grupa polskich emigrantów: Jerzy Pal – Baron, Kamil Urban - Cieciszowski skupiona wokół ministra Feliska Kosiubidzkiego, brawurowo zagranego przez Tomasza Wiśniewskiego, w groteskowo absurdalnym stylu pielęgnująca relikty szlachetczyzny: patriotyczne imprezy, kuligi, polowania. Nie przekona go, a przecież powinien, jako główny krytyk tej patriotycznej polszczyzny Gonzalo, homoseksualny milioner, któremu pomagać będzie w wyrwaniu spod kurateli ojca, młodego Ignaca. Gonzalo - Tomasza Schimscheinera zadziwia ekscentrycznością, ale już nie siłą przeciwstawiającego „ojczyźnie” – patrzącą w przyszłość, wyzwoloną z reliktów przeszłości „synczyznę”. Blado wypadają też pozostałe postaci : Tomasz, ojciec Ignaca - Ireneusz Pastuszak- odziany w wojskowy zielony uniform nie staje się przez to kwintesencją krytykowanego cnotliwego Polaka – patrioty, gotowego do najwyższych poświeceń w imię honoru. Zupełnie znika w tarnowskiej wersji opowieści - Ignacy- Stefan Krzysztofiak uosobienie „synczyzny”. Nie pociąga, nie intryguje, no może poza jedną z niewielu ciekawych scen przedstawienia Gawrona, kiedy do śpiącego chłopca skrada się narrator. Nie rozpala wyobraźni, jak chociażby w scenie tańca z bardziej już intrygującym Horacjem – Maciej Babicz, który mógłby uwodzić namiętnością a nie tylko dokładnością wykonywanych, wedle wskazówek nauczyciela /choreografa tanecznych kroków. Razi nijaka, nazbyt zwyczajna scenografia (Mirek Kaczmarek) z elektronicznymi abstrakcjami w tle a scena uczty u Gonzala z czterema postaciami groteskowej śmierci z kosą w wielkości posągów z Wysypy Wielkanocnej nie tylko nie wstrząsa, ale nawet nie śmieszy. Finałowa scena: absurdalny gombrowiczowski kulig, w zamyśle autora prowadzący do niespodziewanego rozstrzygnięcia wyboru miedzy „synczyzną” a „ ojczyzną” rozmywa się w amatorskim, odtańczonym przez dziatwę szkolną, krakowiaku, choć młodzież czyni to z zaangażowaniem i dbałością o poprawny krok.

W finale tarnowskiego spektaklu zamiast więc gombrowiczowskiego dystansu, gargantuicznego śmiechu, wyzwalającego i oczyszczającego nie będącego ani za „synczyzną” ani za „ojczyzną” mamy niepotrzebną sentymentalno nostalgiczną, przydługą wokalizę.

A trzeba było posłuchać słów mistrza Witolda Gombrowicza i jak pisze „umknąć klęsce swojej w rozbawienie”.

 

„Trans - Atlantico” wg „Trans - Atlantyku” i „Dziennika 1953 -1969” Witolda Gombrowicza. Reżyseria i scenariusz Tomasz Gawron. Teatr im L.Solskiego w Tarnowie. Premiera 27 stycznia 2019


Jolanta Drużyńska