Jak zawsze w sprawach dotyczących parkowania, ograniczania parkowania i wprowadzania opłat - rozgorzała dyskusja. Okoliczni mieszkańcy chcą strefy w sobotę, bo jak twierdzą - przyjezdni zajmują im w weekend miejsca. Pozostali złorzeczą, że to kolejne drenowanie kieszeni i kolejna forma nękania kierowców, którzy już teraz mają problem z miejscami parkingowymi w centrum Krakowa.

Otóż proszę państwa: nie mają. I nie mają zwłaszcza w weekendy!

Bo chciałbym kierowcom przypomnieć - a jeśli nie wiedzą, to uświadomić - że przy Alejach Trzech Wieszczów, obok Muzeum Narodowego, stoi piękny parking podziemny, w którym można zostawić auto w cenie takiej samej jak za strefę. Mało kto z niego korzysta, więc ze znalezieniem wolnego miejsca nie będzie problemu.

A jeśli ktoś ma auto z instalacją LPG, to może skorzystać z kilku prywatnych parkingów, które wprawdzie tak piękne nie są, ale za to znajdują się jeszcze bliżej Rynku Głównego (ul. Dolnych Młynów, Karmelicka. Plac Biskupi) i ceny mają do strefy porównywalne. Korzystam z nich za każdym razem, kiedy przyjeżdżam do Krakowa (mieszkam w innej miejscowości) z żoną na wieczorny wypad do kina lub restauracji. Problemów ze znalezieniem miejsca nie miałem nawet wówczas, gdy przyjechaliśmy na krakowski bieg Interrun, w którym wzięło udział kilka tysięcy osób.

Problem w centrum Krakowa owszem jest, ale nie z miejscami BEZPŁATNYMI. I chyba o to chodzi wszystkim marudzącym, którzy wjeżdżają do strefy nie jako okoliczni mieszkańcy, ale z innych dzielnic i z innych miejscowości.

Na koniec jeszcze jeden wątek: nasze ulubione porównywanie się z miastami w Europie Zachodniej. W Bernie, stolicy Szwajcarii, prawie sześć razy mniejszej od Krakowa i jakieś siedem razy mniej zaludnionej, tak wyglądają tzw. velo-stacje, czyli zadaszone parkingi dla rowerów.

Taki widok mnie zaskoczył, bo nie wiedziałem, że rowery mogą być domeną również szwajcarskich miast. Na pytanie, skąd takie zainteresowanie, mieszkańcy Berna odpowiedzieli: bo w centrum miasta nie ma gdzie zaparkować, więc ludzie nie mając wyjścia, wybierają rowery.

W centrum Berna w istocie nie ma gdzie zaparkować. Za to tylko w okolicach głównego dworca kolejowego, velo-stacje są cztery. Każda na ponad 100 rowerów.

Więc jeśli ktoś mówi, że Kraków jest miastem rowerów, to niech da spokój, bo jeszcze długo tak nie będzie.

Kraków jest zaś całkiem przyzwoitym miejscem dla kierowców, którzy mogą bez problemów zostawić auto kilkaset metrów od Rynku Głównego i przylegających, zabytkowych uliczek. A że trzeba za to zapłacić kilka lub kilkanaście złotych...? Cóż, od zawsze było tak, że wygoda musi kosztować...