Tory kończą się w Opatkowicach i prowadzą w stronę Skawiny. A przecież, do diabła, mogłyby też wzdłuż "zakopianki"! To takie proste. A jednak - nie wiedzieć czemu - pomimo (ponoć) kilku mitycznych prób na przestrzeni ponad stu lat, nie udało się tego zrealizować.

Dopiero pod koniec 2017 roku zwykły, nikomu nieznany samorządowiec, z małej i równie mało znanej gminy pod Krakowem, stwierdził, że jak się nie spróbuje, to na pewno się nie uda. Wprawdzie nie chodzi o trasę do samego Zakopanego, ale jednak do tej części regionu, gdzie pociągu nikt nigdy nie widział.

Tym sposobem pomysł burmistrza Świątnik Górnych Witolda Słomki, aby wybudować kolej z Krakowa, przez Świątniki, do Myślenic, doczekał się już podpisania umowy współpracy między zainteresowanymi gminami. I lada chwila powinny się rozpocząć prace nad tak zwanym studium, które pokaże, czy to w ogóle ma sens, czy się opłaca i ile będzie kosztowało.

Strategia, zdaje się idealna. Rząd nie kwapi się do budowania nowej, zaledwie 20-kilometrowej linii. I w sumie trzeba to zrozumieć. Teraz ważniejszy jest szlak z Podłęża do Piekiełka, który załatwi sprawę dojazdu koleją do Zakopanego i przy okazji obsłuży Nowy Sącz, do którego dojazd pociągiem jest również absurdalnie zły.

Linia Kraków-Myślenice jest nieco mniej pilna. Ale zamiast "po polsku" czekać jak na zbawienie, samorządy wzięły się do roboty i postanowiły załatwić jak największą część spraw administracyjnych. Jeśli wszystko się uda, to na początku przyszłego roku rząd dostanie na biurko kosztorys, wraz z wariantami przebiegu i całą tą nudną, acz potrzebną resztą.

To argument, który można później podnieść: załatwiamy za was, drodzy ministrowie i podsekretarze i drogie PLK, część roboty, teraz potrzebujemy już tylko pieniędzy.

No właśnie, ale czy Myślenicom i Świątnikom kolej w ogóle jest potrzebna?

Proponuję wsiąść do samochodu i postać w korku na "zakopiance" przed Krakowem w okolicach siódmej rano. Zakopianką dojeżdżam do Krakowa codziennie od lat 17. Kiedyś tam korków nie było, teraz są. I z każdym rokiem jest coraz gorzej, bo aut przybywa.

Proponuję też postać w korku na bocznych drogach dojazdowych właśnie od Świątnik Górnych. Tam nie ma tak często jeżdżących busów, więc wielu osobom pozostaje auto. Z Myślenic busy jeżdżą co 7 minut, ale proponuję spróbować się doń wepchać, kiedy jedzie się do pracy na 7.00, 8.00 czy 9.00.

Kolej do Myślenic to nie żadna fanaberia, ale dobry projekt, w dodatku ponad podziałami politycznymi, bo z taką samą determinacją walczą o niego poseł Szlachetka z PiS i marszałek Krupa z PO.

Nie wiadomo, kiedy nowy szlak powstanie. Perspektywa ośmiu czy nawet pięciu lat wydaje się kosmiczna do tego stopnia, którą zwykły pasażer na razie nie powinien sobie zawracać nią głowy.

Oby tak nie pomyśleli politycy, którzy będą musieli tę ideę konsekwentnie realizować.

Przykłady Szybkiej Kolei do Wieliczki, Miechowa i Tarnowa pokazały, że pociągi to najlepsze rozwiązanie. I nie jest to efekt przekonywania przez inżynierów i kolejarzy, tylko decyzja samych pasażerów, których nie trzeba było tłumnie zaciągać do wagonów.

Polska pod względem transportowym dopiero teraz wstaje z kolan. Z mniej więcej 20-letnim opóźnieniem w stosunku do tak zwanego "zachodu". Smutne to, ale prawdziwe. Trzeba się z tym zmierzyć i to nadrobić. Na razie powoli, ale się udaje.

 

 

 

Maciej Skowronek