W ciągu kilkunastu lat jego rządów bujnie rozrosła się w Krakowie sieć beneficjentów tej prezydentury, czyli klientela złożona z ludzi, których sytuacja zawodowa, pozycja materialna i społeczna zależą od tego, czy prezydent Majchrowski nadal będzie prezydentem. I chociaż wśród ogółu uprawnionych do głosowania ci ludzie stanowią mniejszość, to są mniejszością rozstrzygającą, która nie zamierza dopuścić, by krakowski magistrat uległ przewietrzeniu, a prezydenta i jego zastępców stamtąd wywiało.

Od lat, przed każdymi wyborami samorządowymi jesteśmy również świadkami strzelistych aktów poparcia oraz czołobitności ze strony prominentnych przedstawicieli różnych instytucji i środowisk adresowanych do pana prezydenta. I już pewnie niebawem znów zobaczymy powtórkę z tego… oddania w wykonaniu osób należących do krakowskich elit: kulturalnych, akademickich, gospodarczych. Bo w magistracie zapewne by Bycie lubianym przez możnych i zamożnych tego świata dysponenta By pan prezydent lubi być lubiany, najlepiej na widoku publiczności.

Pretekstem do rozmowy redaktora Jacka Bańki z prezydentem Krakowa był opublikowany przez „Dziennik Polski” sondaż, wedle którego Jacek Majchrowski wygrałby w drugiej turze rywalizację z Małgorzatą Wasserman jako kandydatką PiS-u. Mniejsza już o sam sondaż, który zestawia poparcie dla urzędującego prezydenta z poparciem dla osoby, która ani nie została zgłoszona, ani sama się nie zgłosiła. Mniejsza, bowiem przypuszczam, że Jacek Majchrowski wygra w drugiej turze z dowolnym kandydatem wysuniętym przez dowolną partię.

Sam prezydent swoje kolejne zwycięstwa przypisuje temu, że „znaczna grupa osób tęskni za spokojem”, a on ten spokój zapewnia. I znów bez trudu mu wierzę, a nawet uważam, że mógłbym do słowa „spokój” dorzucić jeszcze „dobrobyt”. Byle tego ostatniego nie rozumieć zbyt powszechnie.

Na skutek braku ustawowego ograniczenia liczby kadencji na stanowiskach prezydentów, burmistrzów i wójtów sytuacje takie, jak ta w Krakowie, nie należą do wyjątków a Jacek Majchrowski nie jest jedynym specjalistą od trwania dzięki zapewnianiu „spokoju” i czego tam jeszcze komu trzeba. Obserwacja takich przypadków uczy nas, że bez dokonywania fałszerstw wyborczych lub ograniczania swobód politycznych można doprowadzić do sytuacji, w której demokracja staje się po trosze dekoracją. Oto bowiem rywale prezydenta Majchrowskiego i innych wiecznych wygranych gminnych rzucają wyzwanie nie tylko innemu kandydatowi, ale całemu systemowi - systemowi zależności, wpływów i interesów, który to system wytęża wszystkie siły do zachowania status quo.

W przypadku Krakowa współodpowiedzialność za tą niezdrową stabilizację władzy wykonawczej ponoszą także dwie największe partie - Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość, które od lat udają, że na serio walczą o fotel prezydenta Krakowa dla swoich kandydatów. Przy odnotowanym (ze zrozumiałym spokojem) przez prezydenta Majchrowskiego „podziale społeczeństwa na dwa plemiona” nietrudno też przewidzieć, że jeśli w 2018 roku do drugiej tury wraz z Jackiem Majchrowskim przejdzie kandydat PO, to nie dostanie głosów wyborców PiS-u i na odwrót - kandydata PiS-u nie poprą w drugiej turze sympatycy PO. I znów wygra Jacek Majchrowski. I znów nie wygra Kraków. A Jacek Majchrowski - młodszy od Trumpa.