W Krakowie w minionym tygodniu także miało miejsce wydarzenie lokalne o wydźwięku ogólnopolskim narodowym, którym był Narodowy Kongres Nauki. Ledwie minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin ogłosił, że na tymże kongresie przedstawi założenia projektu nowej ustawy o szkolnictwie wyższym, a już wicemarszałek sejmu prof. Ryszard Terlecki publicznie stwierdził: „Dziwi mnie, że wicepremier Jarosław Gowin przedstawi projekt, którego nie zna ani rząd, ani klub PiS, który ma go uchwalić”.  Według wicemarszałka z  Krakowa propozycje wicepremiera z Krakowa są „dziwne” i jak dodał - „wątpię, żebyśmy się na nie zgodzili”. 

Ton komentarza profesora Terleckiego, który skądinąd  publicznie wyznał, że treść gowinowego projektu zna ze słyszenia, a nie z czytania, może oznaczać różne rzeczy. Niektórzy widzą w nim wolę dania nauczki ministrowi nauki za jego zażyłość z prezydentem Andrzejem Dudą. Jest też hipoteza Jana Rokity, który uważa, że od politycznej gry większe znaczenie mogą mieć w tej sprawie osobiste animozje, a zwłaszcza psychiczna niezdolność profesora Terleckiego do tolerowania co ambitniejszych inicjatyw doktora Gowina. Tak więc, jak to konkluduje Rokita na łamach Dziennika Polskiego - „wielka reforma polskiej nauki i uniwersytetów zawisła na uchu prezesa i wszystko zależy od tego, czy Gowin , czy też Terlecki znajdą doń lepszy dostęp.”

Nie odmawiając Janowi Rokicie psychologicznej i politycznej przenikliwości, uważam, że o losach reformy polskiej nauki bardziej rozstrzygną losy reformy polskiego sądownictwa, a tak konkretniej to, czy zjednoczoną prawicę podzieli stosunek do ustaw o Krajowej Radzie Sądownictwa i o Sądzie Najwyższym, które prezydent Duda ma przedstawić w poniedziałek. Jeśli prognozowaną ostatnio zimę stulecia poprzedzi gorąca jesień polityczna, to strach myśleć o wiośnie.

A skoro strach myśleć o wiośnie, to zatrzymajmy się przy zimie. Na Kasprowym Wierchu zima pojawiła się tuż po oficjalnym zakończeniu lata. Niemal jednocześnie Radio Kraków ogłosiło nadejście sezonu grzewczego w Krakowie, co oficjalnie potwierdziły wczoraj moje kaloryfery.

Na deser świeży cytat z facebookowego fanpage’a krakowskiego MPK: Drodzy pasażerowie. Motorniczowie nam zgłaszają, że niektórzy z Was mimo zaklejonych kasowników próbują kasować bilety (zdarzają się przypadki niszczenia naklejek, mimo, że jest na nich wyraźny napis o bezpłatnej komunikacji). Przypominamy więc po raz kolejny - dzisiaj nie trzeba kasować biletów. Dzisiaj wszyscy mogą jechać za darmo tramwajami i autobusami. 

 I tak to w dniu zwanym dniem bez samochodu zadziałała w Krakowie zasada mocno ograniczonego zaufania do słowa drukowanego. Owi niektórzy pasażerowie, zapewne podejrzewając, że te naklejki na kasownikach to jakaś ściema i pułapka, woleli skasować bilet niż ryzykować, że zostaną skasowani za nieskasowanie.

Ja akurat w „dniu bez samochodu” poruszałem się po Krakowie  samochodem oraz pieszo. Gdybym bowiem bez kasowania korzystał z tramwaju lub autobusu, to i tak nie mógłbym cieszyć się bezpłatną jazdą, ponieważ mam bilet miesięczny. Dobrego weekendu (z samochodem lub bez)!

 

 

 

 

Dobrosław Rodziewicz