Zapach letniego poranka dociera powoli, można go smakować jak kiper wino. Pierwsza nuta to delikatny zapach proszku do prania z poruszanej wiatrem firanki. Druga nuta to słodko-cierpki zapach kwiatów i ziół z balkonu. Przez chwilę wszystkie pozostałe przykrywa zapach kawy i tostów - ktoś robi sobie bardzo wczesne śniadanie - smakowity aromat odlatuje. Wraca świeżość poranka, skoszonej, wilgotnej trawy, ziemi, chłodny zapach drzew i - na koniec - przywiany wiatrem zapach rzeki. Nagle wszystkie mieszają się, jak w lekko poruszonym kieliszku, w jeden zapach letniego poranka...

Za wcześnie by wstać, można jeszcze odsunąć nadchodzący dzień i nie otwierając oczu, przywołać miłe wspomnienia, np Wszystkich poranków świata...

Jeszcze chwila, jeszcze dzień poczeka. Można przypomniec sobie czasy, kiedy istniały dwa światy równoległe - ten rzeczywisty i ten z Dziennika Telewizyjnego i PKF...

Pozornie beztroskie lato 1972r - a wcześniejszy PRL? Proszę bardzo - rok 1955, kiedy nawet wybitni twórcy byli autorami produkcyjniaków a filmy dokumentalne niewiele miały z dokumentem wspólnego...

Sielanka, prawda? Dokument lekko mijający się z prawdą. Poranek ludu pracującego miast i wsi, oburzonego panią, zapewne inteligentką, którą nie ustąpiła miejsca zmęczonemu ojcu z dzieckiem na ręku, na deser rodzące się uczucie między kierowcą miejskiego autobusu a bileterką.

 

No to na koniec prawdziwa sielanka poranka...