Okoliczni mieszkańcy /serdeczne podziekowania!/ wrzucili do pieców śmieci, filtry w klimatyzacji niestety sobie z tym nie poradziły i zaczęliśmy inhalację kaloszami i plastikowymi torbami. Przez cały wieczór w studiach i na korytarzach unosił się trudny do zniesienia odór, który poznał każdy, kto miał nieprzyjemność zetknięcia się kiedykolwiek z ulicznymi protestami, podczas których palono opony.
Jak okolicę i na jakiej powierzchni, potrafi zasmrodzić tylko jeden palacz śmieci, mogłam się przekonać do niedawna w swoim mieszkaniu. Ulicę dalej, w kamienicy, w której część mieszkańców miała gazowe ogrzewanie, a część paliła w piecach, był jeden lokator, który do owego pieca wrzucał wszystko, co mu się pod rękę nawinęło. Był systematyczny, palił dwa razy dziennie, zawsze o tej samej porze i wtedy z komina wydobywał się gęsty, czarny, gryzący dym, który snuł się po całej dzielnicy. Wszyscy wiedzieli kim jest, ale nikomu nie otwierał drzwi, więc nie można go było złapać na gorącym, a raczej smrodliwym uczynku. Na szczęście kamienicę podłączono do miejskiego ogrzewania i problem się skończył.
W Krakowie jest o niebo lepiej niż kilka lat temu, ale cóż z tego, jak mieszkańcy okolic miasta traktują piece jak kosze na śmieci? Wyobraźnia ludzi jest nieograniczona o czym chętnie informują mnie panie sprzedające na placu, które mają dość wdychania trucizn serwowanych im przez sąsiadów. Cóż z tego, jak nie poinformują o tym odpowiednich służb, bo - "chałupę spalą, albo psa otrują" - jak usłyszałam. Sąsiedzi oczywiście, nie służby. Niezwykle popularnym paliwem są stare meble i okna. Woń płonącego forniru, klejów i lakierów, nie ma sobie równych, a razem z wonią unosi się cała tablica Mendelejewa.
Kraków najechały też samochody z wyrżniętymi - dla oszczędności - katalizatorami. Każdy z nas poznał zapewne ten uroczy zapach stojąc w korku za takim samochodowym skunksem. Jakby tu oszczędzić dodatkowo? No oczywiście upchać samochód w strefie płatnego parkowania na drogach wewnętrznych, bo tam nie chodzą kontrolerzy strefy. Dla niepoznaki można za szybę wstawić stary identyfikator, czasem z zupełnie innego samochodu, napisać "remont", albo "zaraz wracam" - tu też wyobraźnia nie ma granic.
Niestety, mieszkańcy już przestali tolerować takich cwaniaczków i wzywają policjantów lub miejskich strażników. Ci mają elektroniczny dostęp do wykazu samochodów, które mają prawo parkować w tych miejscach i nie da się już oszukać zasłoniętym w połowie identyfikatorem, albo wydrukowanym lewym zezwoleniem. A mandat za parkowanie bez zezwolenia na drogach wewnętrznych w strefie płatnego parkowania jest dwa razy wyższy od mandatu za parkowanie bez zezwolenia w takiej strefie.