I pewnie w tym temacie nie byłoby nic wyjątkowego, gdyby nie fakt, że historia dotyczy baletu. A dokładnie najsłynniejszej sceny w Rosji.  To taniec, choć będący w tle, staje się cichym bohaterem filmu  „Bolszoj” w reżyserii Walerija Todorowskiego a najważniejsza od wielu lat baletowa scena świata okazuje się fascynującą scenografią. I właśnie dlatego ten film oglądałam z takim zainteresowaniem. Obraz dotarł do Krakowa za sprawą Festiwalu „Sputnik nad Krakowem”  i został wyświetlony w miniony wtorek w kinie Pod Baranami. Ta krakowska odsłona filmowa  jest repliką Festiwalu Filmów Rosyjskich “Sputnik nad Polską”, w którego programie znajdują się pokazy najnowszych produkcji rosyjskiej kinematografii.

Główna bohaterka filmu „Bolszoj” Julia Olszańska,  grana przez Margaritę Simonową, Litwinkę, tancerkę Polskiego Baletu Narodowego,  wzbudza sympatię. Film zaczyna się od tego, że utalentowana tanecznie dziewczynka, która występuje na ulicy miasteczka w głębokiej rosyjskiej prowincji a jej wspólnikiem okazuje się kolega, który okrada zapatrzonych w nią przechodniów, ma w życiu szczęście. Dostrzega ją były tancerz Teatru Bolszoj, dawniej gwiazda dziś zdegenerowany pijak (w tej roli Aleksander Domogarow) i wiezie do szkoły baletowej do Moskwy, do swojej profesorki, dawnej primabaleriny Olgi Michajłowny Bieleckiej, w której postać w filmie wciela się Alisa Frejndlich.

Sławna Bielecka dostrzega w małej Julii to coś i daje jej szansę, a nawet wiele szans. Z biegiem lat uczennicę i mistrzynię zaczyna łączyć przyjaźń. Nie jest ona łatwa, bo też obie panie dzieli wiele, przede wszystkim wiek, pochodzenie, doświadczenie, status społeczny i majątkowy a także  jak się w trakcie okazuje – choroba Bieleckiej. Ale mimo wszystko obie choć tak różne mają w sobie coś podobnego, czyli twardy i zdecydowany charakter a także talent do tańca. Primabalerina intuicyjnie widzi w Julii odtwórczynię głównych baletowych ról i mimo wszelkich przeciwności stara się doprowadzić do tego, by jej uczennicy to się udało.

Jak to bywa główne bohaterki mają swoje negatywne odpowiedniki. I tak też jest w tym filmie. Julia  musi konkurować ze swoją koleżanką Kariną Kurnikową ( w tej roli Rosjanka Anna Isajewa), piękną tancerką, pochodzącą z dobrze sytuowanej rodziny. Konkurować musi najpierw w szkole, a później na scenie „Bolszoj”. Podobnie jest też z Bielecką, która mierzy się z dyrektorką szkoły baletowej (gra ją Walentina Tieliczkina) i z całą machiną tej placówki. Bo jak można się domyślić jej sława nadal przeszkadza innym pedagogom. Nie brakuje w tej opowieści także sfrustrowanego tancerza, a obecnie choreografa Antoine’a Duvala, który nie radzi sobie z tym, że wiek zmusił go do zejścia ze sceny (w tej roli Francuz Nicolas Le Riche, gwiazda Opery Paryskiej).

W tym filmie jednak konflikty nie są przerysowane. Nie są wyciągane na pierwszy plan. Pokazane zostały jakby naturalnie. Kamera po prostu towarzyszy bohaterom filmu w ich codzienności. Widzimy atmosferę przyjęcia do szkoły od strony rodziców oraz od strony komisji. Widzimy też codzienną pracę w szkole na sali ćwiczeń, ale obserwujemy także życie w internacie dorastających tancerzy, towarzyszymy im w stołówce. Później oglądamy też Teatr Bolszoj od kulis, podczas prób do premiery i poznajemy widok ze sceny, tak, jak na teatr patrzą artyści.

Ten film – choć fabularny – robi wrażenie dokumentu. Przede wszystkim poprzez pierwszoplanowych bohaterów. Bo też reżyser zdecydował się zatrudnić tancerzy, a nie aktorów. Tancerze w filmowych kadrach nie grają, lecz są sobą, co daje filmowi naturalność, to poczucie dokumentu. Aktorzy natomiast i to świetni,  stanowią doskonały drugi plan. I tu przede wszystkim zwraca uwagę Alisa Frejndlich, której rola primabaleriny Bieleckiej jest fantastyczna. Wzrusza, fascynuje, śmieszy. Ta słynna gwiazda ZSRR, artystka obecnie już dobrze po osiemdziesiątce, która brała udział w wielu radzieckich superprodukcjach, takich jak  „Stalker”, „Romans biurowy” oraz „Agonia” zbudowała piękną, wzruszającą postać.

Ale ten film to przede wszystkim uczta dla miłośników baletu i uczta dla melomanów. W warstwie wizualnej poznajemy m.in. lekcję klasyki, rozgrzewkę, a także pracę na próbach. Otrzymujemy też fragmenty przedstawień. W warstwie muzycznej króluje – jak na balet rosyjski przystało – Czajkowski, a więc fragmenty takich jego baletów jak „Jezioro łabędzie”, „Śpiąca królewna” oraz „Dziadek do orzechów”. Nie brakuje także współczesnej muzyki autorstwa Anny Drubicz i Pawła Karmanowa.

Jest co oglądać i jest co wspominać. Warto „upolować” ten film, bo to 135 minut wciągającej opowieści o balecie. Polecam!