W przedstawieniu „Bóg Niżyński” zrealizowanym przez Teatr Wierszalin z Supraśla na podstawie dzienników Wacława Niżyńskiego padają słowa: „tańczy święty idiota”. Spektakl staje się pewnego rodzaju taneczną spowiedzią szaleńca. Zrealizowany w 2006 roku, parę dni temu, we wtorek, 8 maja miał premierę w Teatrze Telewizji i jest dostępny w Internecie na platformie VOD. Dodam, że przedstawienie było wielokrotnie nagradzane m.in. zdobyło Grand Prix Festiwalu Raport w Gdyni.

Link do spektaklu: https://vod.tvp.pl/website/bog-nizynski,37100137

 

Mroczny, konwulsyjny, misteryjny, szalony spektakl „Bóg Niżyński” robi ogromne wrażenie. Niemal wsysa. Trudno się dziwić. Dzienniki Niżyńskiego są przecież wstrząsające, pokazują postępującą chorobę psychiczną najsłynniejszego tancerza świata. Nie są literacką kreacją tylko zapisem obłędu, niemal medycznym dokumentem choroby. Najlepszym dowodem może być cytat z dzienników: „Jestem Bogiem. Nie jestem Bogiem. Jestem człowiekiem. Nie jestem człowiekiem. Jestem Bogiem w człowieku, człowiekiem w Bogu”.

Wacław Niżyński polski tancerz i choreograf, który zmienił oblicze baletu i stał się niedościgłym wzorem tancerza, któremu udało się osiągnąć doskonałość w ruchu, doprowadzając do całkowitego przeistoczenia się w wykonywaną postać, większość życia spędził w zakładach psychiatrycznych. Miał zaledwie 28 lat gdy choroba upomniała się o niego, uniemożliwiając mu występy na scenie. Najważniejszą postacią w jego życiu był Sergiej Diagilew, twórca Baletów Rosyjskich. To on stworzył Niżyńskiego dając mu możliwość występu w przedstawieniach i  pozwalając mu realizować swoje wizje choreograficzne, tak dalekie przecież od obowiązujących wówczas w balecie norm.  Ale to on też go zniszczył obdarzając swoją miłością, zaborczą i bezwzględną. Bo gdy Niżyński opuszcza Diagilewa-kochanka, żeniąc się z węgierską tancerką Romolą de Pulszky, ten skreśla go ze składu swojego zespołu.

Reżyser Piotr Tomaszuk, także autor scenariusza,  akcję przedstawienia „Bóg Niżyński” umieścił w szpitalu psychiatrycznym, a dokładnie w szpitalnej kaplicy. Miejsce, oświetlane wdzierającymi się do kaplicy snopami światła, a także światłem świec, staje się przestrzenią gdzie rozegra się misterium, będące rozprawą z życiem i sztuką.  Wszystko zaczyna się od informacji, że Diagilew umarł. Opętany świętością i potępieniem, Niżyński reżyseruje i prowadzi własną mszę żałobną za duszę Siergieja Diagilewa. Ta msza przypomina miejscami egzorcyzmy, gdzie w konwulsjach uwalnia z siebie duchy swojego życia. Staje się Bogiem i Diabłem. Na grobie Diagilewa tańczy też swoje najbardziej znane role. Ale jest to taniec zmieniony, ogarnięty szaleństwem. Można w nim dopatrzyć się tak charakterystycznych dla Niżyńskiego gestów i figur, ale najbardziej przejmujący staje się ból, który z tego ruchu nas dotyka. Ból niespełnienia. Ból ptaka, który umarł w locie. Ból geniusza i szaleńca.

Przedstawienie wiele zawdzięcza Rafałowi Gąsowskiemu, który staje się teatralnym Wacławem Niżyńskim. Gra tak sugestywnie, że po paru minutach nie pamiętamy już, że jest to spektakl. Aktor prowadzi nas przez reminiscencje z życia Niżyńskiego, przez jego wspomnienia i szaleństwa. Obłęd, który jest widoczny w oczach głównego bohatera i ciało szarpane konwulsjami uwiarygadniają postać.  Niżyński otrzymuje twarz Rafała Gąsowskiego i trudno się pozbyć tego obrazu na długo po obejrzeniu przedstawienia.

W spektaklu dużą rolę odgrywa muzyka autorstwa Piotra Nazaruka. Oczywiście pojawiają się fragmenty z utworów, które są związane z Niżyńskim, jak np. „Popołudnie fauna” Debussy’ego czy „Święto wiosny” Strawińskiego. Są to fragmenty małe,  opierające się na prezentowaniu najsłynniejszych motywów powtarzanych niemal obsesyjnie. Niemniej atmosferę kościoła najlepiej oddaje śpiew, wzorowany na śpiewach cerkiewnych, które jak wiadomo Niżyński bardzo lubił i cenił.

Wstrząsającą sceną jest ukrzyżowanie Boga Niżyńskiego. „Jest czas umierania i czas rodzenia” – mówi w przedstawieniu tancerz. Więc gdy przechodzi jego czas umierania, z deską na plecach niczym z krzyżem maszeruje w swojej drodze krzyżowej. „Diagilew wylewa się z ziemi. Nie ma tańca bez diabła” – mówi. A gdy gwoździe wbiją mu już w ręce padają słowa „Tańczcie na moją pamiątkę” a także „Ale nas zbaw w tańcu swoim”. I wreszcie „Przebacz mu. Tańczył, nie wiedział co czyni”.

Historia Wacława Niżyńskiego opowiedziana przez Teatr Wierszalin z Supraśla na pewno nie pozostawi nikogo obojętnym. To przedstawienie trzeba zobaczyć!