„Nie gromadzę wspomnień, jestem podróżnikem. W wielu baletach występuje postać pana z walizką. Być może to ja. (…) Jestem kimś, kto poszukuje i nie zazna spokoju dopóki nie znajdzie” – mówi w filmie  Maurice Béjart. I rzeczywiście ten film to nic innego jak podróż przez życie artysty. Obraz się zaczyna w 2007 roku, gdy Béjart ma 80 lat i jeszcze – choć już chory – pracuje ze swoim zespołem w Lozannie. Pracuje do końca, bo też życie bez pracy nie ma dla niego sensu.  To ostatnie jego chwile...

Reżyserzy przeprowadzają widza przez życie artystyczne Béjarta. A jest o czym opowiadać. Artysta ma przecież na swoim koncie 300 baletów, które zmieniły w znaczący sposób pojmowanie tańca. Béjart odcisnął piętno na swojej epoce. Był tytanem pracy, wręcz obsesyjnie zaangażowanym w taniec. Wykształcił wielu choreografów. Ale nie na swój obraz i podobieństwo. Nauczył ich poszukiwania. A więc przekazał coś, co jest najcenniejsze. Kiedy artysta w filmie mówi, że  „dzieło jest ważniejsze od osoby”, nie do końca mogę się z nim zgodzić. Dla mnie zawsze najważniejszy jest twórca, bo dzieło rodzi się z niego, jest przecież jego częścią. Na początku był twórca, a potem dopiero jego dzieło.

Béjart (prawdziwe nazwisko Berger) urodził się w 1927 roku w Marsylii.  Dostał od życia trzy wielkie szanse, które wykorzystał perfekcyjnie: w 1954 roku założył w Paryżu Ballet de l'Etoile, później w 1960 roku w Brukseli słynny Balet XX Wieku, a w 27 lat później przeniósł się z do Lozanny, gdzie powstał  Béjart Ballet Lausanne. Od zawsze wiedział, że tworzy dla publiczności. Zrozumiał to już na początku swojej działalności  i chciał taniec pokazać tym, którzy sądzili, że ten rodzaj sztuki nie jest dla nich. Sięgał po sprawdzone tematy, takie jak np. „Romeo i Julia”, „Święto wiosny”,  „Ognisty ptak”,  ale sięgał też po utwory muzyczne bardzo znane, które w wersji tanecznej potrafiły oczarować i porwać, jak np. IX Symfonia Beethovena czy „Bolero” Ravela.

Ten ostatni utwór widzimy na filmie w dwóch wersjach, gdzie kobieta odgrywa główną rolę, co było zresztą zamierzeniem pierwotnym, i w choreografii wykonanej przez mężczyznę. Tym mężczyzną był zresztą Jorge Donn charyzmatyczny tancerz z Argentyny o korzeniach rosyjskich, ulubiony artysta Béjarta. Możemy nawet obejrzeć fragmenty  z przygotowania filmu „Jedni i drudzy” Claude’a Lelouche’ a , gdzie reżyser wszystkie postaci swojej filmowej opowieści gromadzi na paryskim placu Trocadero, umieszczając na środku scenę, na której rozgrywa się „Bolero” Béjarta. Wspomnienia reżysera z kręcenia tej sceny są szalenie ciekawe i zdradzają kulisy pracy choreografa.

Béjartowi się udało. Na jego spektakle przychodziły tłumy. I na filmie widzimy te tłumy czekające w kolejce po bilety; słyszymy też pierwsze reakcje po spektaklu. I negatywne i pozytywne, ale wszystkie bardzo emocjonalne. Nie brak w tych wypowiedziach egzaltacji i zachwytów, ale także i sprzeciwu wobec nowego rodzaju tańca.

Dużym atutem tego obrazu są wypowiedzi Béjarta, tancerzy, którzy z nim pracowali, a także krytyków i reżyserów. Z tych słów wyłania się portret artysty totalnego, który całe swoje życie podporządkował baletowi. To portret samotnego człowieka, choć nigdy nie był sam. Opowieść o artyście kochanym i nienawidzonym, o pisarzu, filmowcu, tancerzu, choreografie, czy – tak jak go nazywali – o pisarzu gestu. Jest to też historia o szczęśliwym zespole, o artystach Béjarta, którzy mogli mu zaufać i wszystkie swoje umiejętności, wiedzę, talent  oraz wrażliwość oddać mu, bo on doskonale wiedział jak je wykorzystać.

 „Jestem kimś ogromnie nieśmiałym, mój zawód dawał mi możliwość zakładania maski i mówienia wszystkiego” – zwierza się w filmie Béjart. I my poznajemy te maski artysty przez 66 minut fascynującego filmu. Obraz „Maurice Béjart – dusza, która tańczy” można oglądać na platformie Arte, po polsku, do 8 maja, bez rejestracji i bez wykupywania dostępu. Warto!

I jeszcze postscriptum. W filmie o tym nie ma, ale może warto wspomnieć, że u Béjarta występowali także polscy tancerze: Wojciech Wiesiołłowski, Gerard Wilk, Andrzej Ziemski, Piotr Nardelli, Dariusz Blajer, Waldemar Wołk-Karaczewski  i Katarzyna Gdaniec. Balet XX Wieku trzykrotnie był w naszym kraju, w latach 1966, 1970 i 1985. Ponadto dwa spektakle Béjarta zostały zrealizowane na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie: „Romeo i Julia – Pas de deux” z muzyką Berlioza (1985) i „Wariacje Don Juan” do muzyki Chopina (1987).