Alice Milani
Wisława Szymborska. Życie w obrazkach
Przełożyła Joanna Wajs

Znak emotikon 2016


1 lutego mija 4. rocznica śmierci poetki, w tym roku obchodzimy też 20. rocznicę przyznania jej literackiej Nagrody Nobla.

I na początek roku oprócz wzruszającej książki Michała Rusinka pt. Nic zwyczajnego, polscy czytelnicy otrzymują komiksową biografię poetki, stworzoną przez włoską artystkę. Alice Milani nigdy nie była w Polsce, jest młoda, to rocznik 1986, a Życie w obrazkach to jej pierwsza powieść graficzna. O życiu noblistki opowiada rysunkiem, dopisując w dymkach domniemane rozmowy między bohaterami, uzupełniając wszystko cytatami z wierszy, pozostawiając swoja opowieść bez dodatkowych komentarzy. Komentarz, krótki, pojawia się na końcu. Tłumaczka, Joanna Wajs, wyjaśnia nieznane z biografii noblistki postaci, pokazując jak włoska graficzka momentami zawiesza prawdę historyczną. "Powieść obrazkowa rządzi się własnymi prawami. Dlatego Alice Milani pozwoliła sobie  (...) na odrobinę swobody fabularnej"- pisze Joanna Wajs.
Jak mówi Michał Rusinek, prezes fundacji Wisławy Szymborskiej, "To nieprawdopodobne, że osoba z zupełnie innej planety, która nie ma prawa wiedzieć czym był PRL, ten PRL narysowała. I Kraków narysowała".
Wszystko zaczyna się w opowieści włoskiej graficzki od młodości na ul. Krupniczej, miłości, małżeństwa z Adamem Włodkiem, pierwszych młodzieńczych wierszy i od razu powiem, że owszem, jest tu też historia wierszy o Leninie i Stalinie z tomu Dlatego żyjemy. Potem ideologiczne dyskusje z krakowskimi intelektualistami, praca w Życiu Literackim, sporo prywatności, Kraków lat 60. 70. Wreszcie związek z Kornelem Filipowiczem. Krakowskie mieszkanie, spotkania, rozmowy o Polsce, słynne loteryjki. Stan wojenny, lata 90.a na koniec literacki Nobel i wyprawa do Sztokholmu.
Do tego ogrodowe krasnale, atleci, koty i małpy, czyli to wszystko co znajdujemy na wyklejankach i kolażach Szymborskiej. Bo takim większym kolażem jest ta frapująca opowieść młodej włoskiej artystki. Niby wszystko wiemy, ale warto jest poznać te historie jeszcze raz oczami kogoś, jak mówi Rusinek, trochę z innej planety.

Barbara Gawryluk