Wyjątkowy wywiad ukazał się w "Rozmowach o wierze" w niedzielę o 11.05. W tym dniu krakowski metropolita przyjął paliusz, czyli znak łączności z Rzymem i powierzonymi mu wiernymi.

 

Zapis rozmowy

 

Anna Łoś: Dziękujemy za zaproszenie. Już tyle miesięcy w tym miejscu. Czy nazywa je ksiądz swym domem?

 

Ks. abp Marek Jędraszewski: Można powiedzieć, że domem jest Kościół. To bardzo ładne powiedzenie i taka jest prawda. Ale prawdą jest też, że to mój trzeci dom, jeśli chodzi o diecezje. Dwadzieścia lat temu byłem wyświęcony na biskupa pomocniczego w Poznaniu - to był mój szczególny dom, bo co rzadko się już zdarza, przez wiele lat prowadziła mi go jeszcze mama. Jeszcze dbała o synka i miałem poczucie, że rzeczywiście jestem w domu. A potem
Łódź, trochę więcej niż 4 lata. A teraz powoli dobija rok od ogłoszenia mojej nominacji na arcybiskupa metropolitę krakowskiego.

 

Ks. Andrzej Sarnacki, jezuita: Jakie są pierwsze wrażenia po tych paru miesiącach w Krakowie?

 

Ks. abp Marek Jędraszewski: Na takie pytania zwykle odpowiadam: zaliczam już trzeci zabór. Istotnie, widać różnice między poszczególnymi regionami Polski. Różnice, które ugruntowały się przez ponad wiek zaborów, ale sięgające dużo wcześniej. Jest coś w tym, że Wielkopolska to Wielka Polska, a Małopolska to mała Polska, niezależnie od tego, jak przedstawiciele tych regionów by na to patrzyli. Różnice są, niewątpliwie. Nie oceniam, czy coś jest lepsze, gorsze, nie w tych kategoriach. Te różnice są dostrzegalne. To też bogactwo naszej ojczyzny. Także Kościoła w naszym kraju.

 

Anna Łoś: Otrzymuje ks. arcybiskup paliusz, szczególny znak łączności z Rzymem, ale i pasterza ze swoimi owcami. Czy czuje już ksiądz te małopolskie owce?

 

Ks. abp Marek Jędraszewski: Paliusz już otrzymałem, 29 czerwca, ale nie został mi nałożony. Otrzymałem go w szkatułce z rąk Ojca Świętego - według nowych przepisów.

 

Anna Łoś: Od dwóch lat.

 

Ks. abp Marek Jędraszewski: Jestem pierwszym metropolitą, który od tego samego papieża otrzymał paliusz według dawnego rytu, czyli on mi go nałożył 29 czerwca 2017 roku, a na ramiona nałoży mi go natomiast jego przedstawiciel, czyli nuncjusz apostolski w Polsce. Czy czuje brzemię, zapach, mówiąc językiem papieża Franciszka, owiec Małopolski? Jest to właściwie obowiązek, by je czuć. Ojciec Święty jest pod tym względem jednoznacznie wymagający. Trzeba poznawać owce, trzeba pozwolić na to, by one naznaczyły swoim piętnem pasterza. Dobiega rok. Mniej więcej znam rytm życia Kościoła krakowskiego, zostaje Adwent i Boże Narodzenie. To już daje jakieś wyobrażenie i poczucie ciężaru - w sensie pozytywnym. Widać zakres niemałych obowiązków wobec wielkich wydarzeń, które wpisują się w cały Rok Liturgiczny Kościoła krakowskiego, Archidiecezji Krakowskiej. Myślę zwłaszcza o przeżyciach związanych z Wielkim Tygodniem, a szczególnie z Wielkim Piątkiem. Ogromne wrażenie zrobiły na mnie uroczystości związane z Niebowzięciem Matki Bożej. Nie mówiąc już o przeżyciu wspaniałej Pielgrzymki Rodzin - do Kalwarii Zebrzydowskiej. Wiele jest takich wspaniałych uroczystości, które sprawiają, że Archidiecezja Krakowska zdecydowanie różni się od Poznania, Łodzi. A do tego dochodzi też specyfika Wawelu jako nekropolii świętych i królów. Nie ma drugiego takiego miejsca w Polsce jak katedra na Wawelu.

 

Ks. Andrzej Sarnacki, jezuita: Zadania ordynariusza archidecezji są określone. Jak ks. arcybiskup definiuje najważniejsze zadania w najbliższym czasie?

 

Ks. abp Marek Jędraszewski: Tym najważniejszym zadaniem, choć one w jakiejś mierze same się narzucają, to kontynuacja pracy z młodzieżą. Kontynuacja, w sensie wzięcie odpowiedzialności na siebie za to wielkie dzieło, jakim były Światowe Dni Młodzieży zeszłego roku. Nie myślę o samym kilkudniowym wydarzeniu. Ale to dzieło przygotowania, budzenia entuzjazmu, zaangażowania się w życie Kościoła to ogromny potencjał, które go nam absolutnie nie wolno zmarnować. Te najbliższe spotkania rejonowe z księżmi, ostatniobyło takie w Nowym Targu, są w gruncie rzeczy poświęcone duszpasterstwu młodzieży. A razem z nim naturalnie - zatroskanie o nowe powołania. Bogu dzięki, w tym roku w Archidiecezji Krakowskiej mamy stosunkowo wielu nowych kandydatów do kapłaństwa - dwudzestu trzech. W skali Polski to jest jeden z najlepszych rezultatów. Nie mamy powodów, by się tym zadowalać. Przeciwnie, oby tak dalej. Zawsze będzie brakowało robotników Winnicy Pańskiej, mówiąc słowami Jezusa Chrystusa.

 

Anna Łoś: Z drugiej strony wiadomo, że młodzi ludzie odchodzą od Kościoła. Jak dotrzeć do nich z Dobrą Nowiną? Jakiego języka powinien dziś używać Kościół?

 

Ks. abp Marek Jędraszewski: Z tym odchodzeniem - trzeba mówić ostrożnie. To są różnego rodzaju odejścia. One wcale nie znaczą, że odchodzę z Kościoła, mówiąc: zamykam ten sklepik, mnie, ani Chrystus, ani jego Kościół, ani własne zbawienie - nie interesują.

 

Anna Łoś: Zdarza się tak, że mówi się, że: Chrystus tak, Kościół jako instytucja - nie.

 

Ks. abp Marek Jędraszewski: Tak się mówi, ale 500 lat temu, kiedy rodziła się reformacja, to zaczęło się dziać, z fatalnymi jej konsekwencjami, które trwają po dzień dzisiejszy. Chodzi o to, by tak związać się z Chrystusem, by zrozumieć, że nie może być głębokich, autentycznych więzów z Chrystusem bez jego Kościoła. Bez tej wspólnoty, którą On ustanowił. Bez Ludu Bożego, w ramach którego jesteśmy od momentu Chrztu i z którym razem idziemy za Chrystusem, umocnieni Jego słowem, Jego Sakramentami, do Domu Ojca bogatego w Miłosierdzie. To jest wielkie wyzwanie, stojące przed wszystkimi, by pokazać, że przede wszystkim nie możemy być sami. Jest taka tendencja do indywidualizmu, samotności, jako osobisty wybór życia. Na to nie możemy się zgodzić. Bo to nas osobiście, z punktu widzenia ludzkiego, osłabia, sprawia, że jesteśmy coraz bardziej wewnętrznie ubodzy. Ale trzeba też zrozumieć, że Dzieło Zbawienia dokonuje się razem. We wspólnocie Kościoła znajdujemy dla siebie wsparcie i pomoc. I w jakiejś mierze realizujemy to, czego Chrystus chciał, aby Kościół był, wtedy gdy go tworzył, opierając na wierze Piotra. I teraz, mając Trzecie Tysiąclecie pamięci o tym, że Chrystus był, stał się człowiekiem, by razem z nami, co trzeba mocno podkreślać, dzielić los człowieczy,, nastawiony na Boga i drugiego człowieka.

 

Ks. Andrzej Sarnacki, jezuita: Patrzymy na procesy sekularyzacyjne, które trwają od kilkudziesięciu w Europie Zachodniej. Dlaczego Europa Zachodnia tak się zlaicyzowała? Co było tego powodem? Czy to Kościół popełnił jakieś błędy? Czy też ta nowa kultura jest tak silna?

 

Ks. abp Marek Jędraszewski: Wpływ kultury jest niewątpliwie przeogromny. Nie jestem pewien, czy wtedy wpływ kultury i mediów, zwłaszcza cezury rewolucji 68' roku, był tak silny jak obecnie? Telewizja, kolorowa, dopiero wchodziła. To były nowości. Dziś mamy ogromne możliwości wpływania na człowieka: internet, komputer, te wszystkie urządzenia, które co roku stają się inne, bardziej nowoczesne, dające możliwości do kontaktu z innymi. To jest ogromna presja, która jest wywierana na ludzi i to prawie od kołsyki. Widziałem moich znajomych z dziećmi, których pierwsze zabawki przypominały małe komputery. I te dzieci od samego początku żyją z tymi gadżetami, mówiąc językiem współczesnym, a ich życie staje się pseudodialogiem albo rzeczywistością wirtualną. Rozmowa jest z komputerem, z jakimś urządzeniem technicznym, a nie ma zbyt wiele czasu, by można spojrzeć twarzą w twarz najbliższym: matce, ojcowi. Tych rodziców często nie ma w domu. Wcześnie rano wychodzą do pracy, późno wracają. Te kontakty się minimalizują. Ratuje to jakaś instytucja babć i dziadków. Ale przy całym szacunku dla starszego pokolenia, bo bez tego pokolenia starszego nie ma funkcjonowania rodziny, nikt nie zastąpi dziecku matki i ojca. To wielka troska rodziców, by pokazać dziecku, że normalne wzrastanie jest razem z nimi i dzięki nim. Żeby to dziecko potrafiło zrozumieć, że to wszystko jest fajne, ale nie ma nic innego jak uścisk matki, jak spacer z ojcem - zwłaszcza dla chłopaka.

 

Ks. Andrzej Sarnacki, jezuita: Czy można powiedzieć, że przełom 68' roku - czy Kościół na zachodzie popełnił jakieś błędy?

 

Ks. abp Marek Jędraszewski: Trudno mi powiedzieć. Jak się czyta książkę Lustigera, który był duszpasterzem akademickim w Paryżu... on pisze, że coś narastało. 68' rok to pewna cezura czasowa, ale to był proces narastania jakiegoś buntu pokoleniowego. To był bunt pokoleniowy przede wszystkim, a nie klasowy według dawnych klasycznych reguł marksizmu. I jakąś odpowiedzią Kościoła na tamten czas i tamte wyzwania - był Sobór Watykański II. On trwał od 1963 do 1965 roku. Kościół dał odpowiedź sobie i światu - wobec wyzwań, chociaż w Konstytucji Duszpasterskiej o Kościele i świecie współczesnym Gaudium Et Spes. I nagle okazuje się, że nie ma porozumienia z tym światem. Bardzo symptomatyczne jest jeszcze jedno: mianowicie jest rewolucja 68' roku, ona wybucha w maju, a w lipcu papież Paweł VI publikuje encyklikę Humanae Vitae, która odnosi się do życia małżeńskiego, ale jest też alternatywą bardzo wyraźną do tendencji, jakie przewodziły rewolucji. Zapatrzenie na siebie, własny egoizm, życie czystymi przyjmnościami, tylko dwie figury Narcyza i Orfeusza, wracając do książki jednego z głównym ideologów tego ruchu, Herberta Marcuse'a, "Eros i cywilizacja". I zderzenie z tym, co się dzieje, które sprawiło, że niektóre episkopaty, na przykład niemiecki, nie przyjęły Humanae Vitae. Trudno mówić wprost o schizmie, przynajmniej od strony formalnej, ale nastąpił pewien dystans wobec nauczania Kościoła. Czytając pewne analizy Josepha Ratzingera, teologia, biskupa, arcybiskupa Monachium, kardynała, to możemy odczytać pewną konsekwencję, właśnie tego czego nie przyjęto, pewną wysoko zawieszoną poprzeczkę, która sprawiała, że myślenie człowieka o sobie w kategoriach własnej płci i zwłaszcza o związku małżeńskim, to myślenie przestało być pełne. Wycięto z życia małżeńskiego odpowiedzialność za przekazywanie życia. Życie małżeńskie, seks sprowadzono tylko do przyjemności. A jeżeli tylko przyjemność się liczy, to człowiek będzie szukał nowych podniet, bo nigdy nie będzie zadowolony z tego, co ma. Nowych podniet o większej intensywności, przekraczającej pewne wymogi samej natury. I zaczyna się katastrofa. Europa zaczyna umiera demograficznie, jest w ogromnym kryzysie. To otwarcie Europy na imigrantów jest spowodowane tym. Niezwykle rozwinięty przemysł, który nie ma robotników, więc trzeba ich ściągnąć. Z wszystkimi kolejnymi konsekwencjami. W Niemczech w latach 70. robiono to w sposób dosyć cywilizowany, zapraszając Turków. Teraz robi się to w sposób, który przekracza możliwości opanowania tego ogromnego procesu cywilizacyjnego, ze skutkami, o których do końca nie zdajemy sobie sprawy, jakie mogą być. To ogromne wyzwania nie tylko przed Europą Zachodnią, ale i przed całym naszym kontynentem. A szerzej - przed całą cywilizacją, formacją kulturową, którą nazywamy Europą.

 

Anna Łoś: Gdzie powinno się szukać akcentów, które pozwoliłyby powrócić do jedności. Papież Franciszek nazwał Europę bezzębną staruszką. Gdzie szukać podstaw, aby w jakiś sposób to odbudować? A może jest już za późno?

 

Ks. abp Marek Jędraszewski: Na Ewangelię i na Chrystusa nigdy nie jest za późno. Oczywiście można sobie postawić pytanie, jak długo te procesy, które zostały wyzwolone, będą trwały, narastały, i budziły określone niebezpieczeństwa. Myślę o kulturze śródziemnomorskiej i wierze chrześcijańskiej na naszym kontynencie. Ale jak powiedziałem - na Chrystusa nigdy nie jest za późno. Nie możemy na te dzieje patrzeć, tylko i wyłącznie w kategoriach socjologicznych, czy też pewnych prognoz politycznych. Odwołam się do jednego doświadczenia, które jest bardzo ważne. Kiedy w latach 70. byłem na Zachodzie, studiowałem, miałem kontakt z mediami, z pewnym życiem kulturowym Europy, po tamtej stronie Żelaznej Kurtyny, to zawsze mówiło się tak: nic, gdy chodzi o porozumienia jałtańskie nie może się w Europie dokonać, bo jeżeli tak, to da to cynk wojnie atomowej. Znamy "Dzienniki pisane nocą" Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Byłem ciekaw, jak on zareagował na wybór Jana Pawła II. Pamiętam entuzjazm także tej strony liberalnej, dalekiej od Kościoła, wobec nowego papieża, który jawił się jako L'atleta di Dio, Boży Atleta. Otóż pierwsza informacja w jego dzienniku pisana jest pół roku później. Zadziwijące. I to refleksja z jakiegoś spotkania intelektualistów we Florencji. Spotyka swoich znajomych. Oni mówią, że jest to bardzo źle, że to papież z Polski, z dalekiego kraju, bo to może być powodem wojny atomowej. Tymczasem mur runął, żelaznej kurtyny nie ma, wojny też nie było.

 

Anna Łoś: Świat się nie skończył.

 

Ks. abp Marek Jędraszewski: Są pewne rzeczy, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Zawsze ceniłem premiera Androttiego, jako jednego z najwybitniejszych polityków włoskich i europejskich. Czytałem jego relacje o jego postawie po 1989 roku, pełnej obaw, dystansu wobec tego, co się stało. To pokazuje bardzo dobrze jak wygląda klasa polityczna, nawet dla ludzi inspirujących się świadomie nauką chrześcijańską w polityce. I okazuje się, że to wszystko zawodzi, że nad tym wszystkim jest Pan Bóg. To nie jest tani optymizm w moim wydaniu. Chcę pokazać, że obok czynnika czysto ludzkiego, jest też czynnik Boży. A ta rocznica 100-lecia objawień fatimskich, pozwala nam z większą ostrością spojrzeć na Rosję, z której rozlała się fala ateizmu. I że ta fala zatrzymała się, kiedy Jan Paweł II spełnił to, o co prosiła Matka Boża poprzez dzieci fatimskie - oddać Rosję Niepokalanemu Sercu Najświętszej Marii Panny. Uwierzyć w to wszystko., przyjąć to. Nie da się tej zapowiedzi fatimskiej, o fali ateizmu, o prześladowaniach Kościoła, to jest dla nas kluczem do zrozumienia tego, co się stało z Kościołem i chrześcijanami w tej części Europy, po 1945 roku, po Jałcie. Jest to dla mnie znamienne. Wróciłem niedawno z Budapesztu z konferencji Episkopatu tej części Europy. Widzieliśmy, jakie różnice są między nami, naszymi państwa, narodami i doświadczeniami naszych kościołów. Jak mamy pewien bardzo określony wspólny sposób myślenia, o konieczności trwania przy pewnych wartościach, o tym, że jest w nas jakaś siła, by nie poddawać się pewnemu nieubłaganemu kierunkowi dziejów, jakiemuś determinizmowi. Nie. Są zagrożenia, trudności, ale z drugiej strony szukamy nowych pól działania. Także wobec tych, naszych braci i sióstr, którzy cierpią, np. w Syrii i Libanie. O tym też mówiliśmy.

 

Ks. Andrzej Sarnacki: Po 1989 roku było też takie przekonanie, wśród niektórych publicystów katolickich, że szybko dotrze do nas sekularyzacja i będziemy wyglądać jak społeczeństwa na Zachodzie. Tak się nie stało. To nie znaczy, że sekularyzacja nie zachodzi. Czy dostrzegamy jakąś swoją odrębność? A może mamy spełnić jakąś rolę? Co znaczy polski katolicyzm?

 

Ks. abp Marek Jędraszewski: O tym, że Polska ma spełnić jakąś rolę, to wiemy choćby z objawień św. Faustyny. "Stąd ma wyjść iskra, która zmieni ten świat i rozpali świat nową Bożą miłością ludzi nie tylko naszego kontynentu". Jest jakaś misja. Nie chcę uciekać w tani mesjanizm Polski. Ale nie można zamykać oczu na pewne stwierdzenia, które trzeba przyjąć z całą powagą. Podobnie jak należało przyjąć objawienia Matki Bożej w Fatimie, a tego nie zrobiono akurat. To wszystko wskazuje, że mamy jakaś rolę do spełnienia. To też podkreślał św. Jan Paweł II. Byłem świadkiem tego wydarzenia na placu św. Piotra, kiedy powiedział: "Od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej". To jedno zdanie sprawiło, że w naszym referendum, którego wynik wcale nie był jednoznaczny, większość Polaków opowiedziała się za przystąpieniem do Unii Europejskiej. Myślę, że mało kto starał się wniknąć w istotę przesłania Ojca Świętego. To ładnie brzmi, ale przecież za tym stwierdzeniem kryło się, że myśmy jako państwo polskie, jako Korona, weszli w unię polityczną z Litwą, tym ogromnym obszarem sięgającym aż po Morze Czarne. To oznaczało jednocześnie, że podjęliśmy się jakiegoś bardzo ważnego zadania cywilizacyjnego i chrystianizacyjnego. W końcu chrzest Litwy dokonał się, dzięki małżeństwu Władysława Jagiełły ze św. Jadwigą. To był jeden z warunków o charakterze religijnym, decydujący o tym, że powstał nowy byt, państwo. Jeżeli papież mówił, że mamy wejść do Unii Europejskie to nie tylko po to, by brać to co jest złe w postaci konsumizmu, relatywizmu, życia czysto hedonistycznego. Mamy coś tej Europie dać, bo mamy coś do dania. Mało wraca się do jego przemówienia z 1991 roku, a to było w dwa lata po runięciu muru. Kiedy nawiązując do postaci ks. Jerzego mówił - że także on, ks. Jerzy, ale także wszyscy inni męczennicy, tworzą wielką historię Europy, i ta historia jest najbardziej prawdziwa. I że e on jako papież protestuje przeciwko rozumieniu Europy, jako świata wartości,który pozbawiony jest wartości wyższych, zatrzymuje się na poziomie hedonistycznym czy tylko witalnym. Europa to coś więcej. My jako Polska mamy swoją świadomość naszych dziejów, naszego dziedzictwa, tego co daliśmy Europie. Mamy także obowiązek by tym dziedzictwem dzielić się z innymi.

 

Anna Łoś: Jest taka tendencja, że Polacy zostali zapędzeni w kąt. Polacy często nie są dumni ze swojej tożsamości, z religii. Mówi się im, że są mało nowocześni, że są za bardzo konserwatywni, że nie czują zmian.

 

Ks. abp Marek Jędraszewski: I jeszcze nie rozumieją swojej wielkiej szansy, że mogą być w kącie i milczeć. A powinni.

 

Anna Łoś: Tak mówił prezydent Chirac.

 

Ks. abp Marek Jędraszewski: Wszyscy wiedzą, że wakacje od wielu lat spędzałem na Podhalu, w górach. Bardzo lubię ichniejszą kulturę. Spotykam się z nimi teraz jako biskup krakowski. Moja wiedza o góralach się poszerza. Oni mi mówili, że stosunkowo niedawno zawstydzano ich. Za wszelką cenę chciano, by ich góralszczyzna była przedmiotem wstydu. To była cała polityka. A w pewnym momencie się okazało, że właśnie nie. Że w swojej odrębności, tradycji, objawiającej się w muzyce, w strojach, w postawie osobistej mogą być z tego dumni. Nie wiedziałem, że wielką pozytywną rolę odegrał ks. Józef Tischner. Dlatego był przez nich tak ceniony. Można kogoś zapędzić w kąt, kazać mu się wstydzić, zapomnieć o tożsamości, ale w człowieku to jest. Bardzo źle, gdy jego tożsamość próbuje się zniszczy albo jej pozbawić, bo taki człowiek czuje się zraniony i bardzo często reaguje agresją. Natomiast budowanie wspólnego domu, polskiego domu i jego części jaką jest Podhale, sSzeroko zrozumiane, bo jest i Spisz i Orawa, to budowanie tego, co mówił de Gaulle, Europy ojczyzn. Każdy ma swoją ojczyznę tę małą i tę wielką. I ma prawo czuć się w niej dobrze i prawo do bycia z niej dumnym. Znając także i słabe strony, i niekiedy trudne chwile własnej historii. Ale to sprawia, że możemy siebie nawzajem ubogacać. A tam gdzie jest arogancja, próba pomniejszenia drugiego, zapędzenia w kąt, tam nie ma szans, by ta struktura oparta na arogancji się ostała, to się rozpadnie. Natomiast utrzyma się dom budowany na właściwych relacjach. Tak jest w domach, gdzie jest matka, ojciec, dzieci, babcia, wnuki, ta wielopokoleniowość. Tak samo musi być w przypadku domu europejskiego, budowania go na nowych zasadach. Ojcowie Europy, widząc katastrofę, do której doprowadziła Europę polityka imperialstyczna i totalitarystyczna, widzieli, że jedyną odpowiedzią na to jest budowanie domu europejskiego na wartościach chrześcijańskich. Sukces Europy zwłaszcza w latach 60. wynikał głównie z tego. W momencie, gdy stwierdzono, że (chrześcijaństwo), budujmy nowy ład oparty na wizjach neomarksistowskich, zaczynają się bardzo poważne pęknięcia na domu europejskim. Jeżeli tutaj zabraknie refleksji, to to się nie ostoi. A zpunktu widzenia teologicznie, a jesteśmy zobowiązani myśleć teologicznie jako ludzie wierzący, nic co jest budowane bez Boga się nie ostoi. To jest tylko kwestia czasu, ale i ceny, którą my wszyscy będziemy musieli zapłacić.

 

Ks. Andrzej Sarnacki: Czy w tych trendach kutlurowych ksiądz dostrzega ideologie, z którymi musimy się jakoś zmagać?

 

Ks. abp Marek Jędraszewski: Jest ich wiele, one się nakładają na siebie, przenikają wzajemnie. Nieraz mówi się że to co dzisiaj się dzieje, to jest neomarksizm. Pod wieloma względami jest to prawda. Najbardziej niebezpieczną ideologią, która staje się dogmatem dla ludzi wciągniętych w polityczną poprawność, jest ideologia gender. Jeszcze kilka lat temu wydawałobyu się, że doszliśmy do ściany, a za nami jest przepaść. Nagle okazuje się, że można jeszcze w krok w tył zrobić, zanegować rzecz najbardziej oczywistą, o której mówi chociażby genetyka,że człowiek jest biologicznie skonstruowany jako kobieta i mężczyzna. Z czym wiążą się wszystkie konsekwencje, bardzo określone. Nagle okazuje się, że można to zanegować i tworzyć świat w imię własnych idei, nieliczących się ze zdrowym rozsądkiem i co więcej uważać, że trzeba to za wszelką cenę narzucać innym, i według schematu gender wychowywać - ze wszystkimi najgorszymi konsekwencjami.

 

Anna Łoś: To jest według ks. abp. największe zagrożenie?

 

Ks. abp Marek Jędraszewski: Tak mówił m.in. Benedykt XVI, a trudno bym lekceważył jego głos. Mówił, że idelogia gender jest bardziej niebezpieczna niż marksizm. A on przecież wydał jako prefekt Kongregacji Nauki i Wiary - dwa bardzo ważne dokumenty na temat marksizmu, to co on niesie, także jako pewną ideologię, która mogłaby od wewnątrz rozsadzić Kościół, bo zajmował się nim w kontekście teologii wyzwolenia.

 

Anna Łoś: Kościół powinien mówić jednym głosem. Patrząc na komentarze do tego, co mówi papież Franciszek, że ten głos nie jest taki jednoznaczy. Niedawno tytuł honoris causa Uniwersytetu Papieskiego otrzymał Gerhard Muller, który powiedział, że papież nie może zmienić nauki Chrystusa. Mocne słowa, które pokazują, że ten przekaz nie jest taki jednoznaczny?

 

Ks. abp Marek Jędraszewski: Powiedział pewną zasadę, która znana jest wszystkim. Doktryna objawiona jest skarbem Kościoła i sam papież nie może tutaj nic zmienić. Dogmat o nieomylności papieża mówi wyraźnie, że głos papieża jest wiążący dla całego Kościoła, gdy jest to wypowiedź oficjalna, uroczysta w łączności z kolegium biskupów. Doktryna jest bardzo jasna.

 

Anna Łoś: A Amoris Laetitia, różne polemiki dotyczące możliwości przystępowania do komunii przez ludzi żyjących w niesakramentalnych związkach. To jest problem, z którym musi zmierzyć się Kościół?

 

Ks. abp Marek Jędraszewski: To problem niewątpliwie duszpasterski. Wszędzie tam, gdzie dochodzi do rozpadu małżeństwa, dochodzą kolejne problemy. Wydaje się ludziom, którzy zrywają związek sakramentalny, że w nowym wszystko będzie dobrze, a tamto co było jest nieważne. A tak nie jest. To ma ogromne konsekwencje dla samych ludzi, którzy nie żyją w sakramentalnym związku, tworzą nowe. To też problem ich dzieci i całego otoczenia. Ten problem narasta. Zwłaszcza tam, gdzie liczba rozwodów rośnie. Tak się dzieje na Zachodzie, to jest także problem Polski. Co zrobić z ludźmi, którzy wiedzą, że ich obecna sytuacja jest trudna. Z drugiej strony nie chcą zrywać z więzów z Bogiem - i słusznie. Co mógłby zrobić Kościół, by im pomóc? Ojciec Święty Franciszek, kiedy dotyka tych bolesnych spraw, mówi, że trzeba rozeznać sytuację. On nie daje łatwych recept. To niektóre interpretacje jego myśli, prowadzą do tego, że w odbiorze wielu, przynajmniej w odniesieniu do tego problemu, Kościół nie mówi jednym głosem. Ale niewątpliwie Ojciec Święty Franciszek uczy nas wrażliwości na te ludzkie problemy: małżeństw, rodzin, społeczności. Także problemów Kościoła, który jako dobry Samarytanin musi nad tym pochylić i na tyle, ile może - pomóc. To ogromne zadanie, które stoi przed nami.

 

Ks. Andrzej Sarnacki: Chciałbym poruszyć temat, który często pojawia się w mediach, czyli polityczne zaangażowanie Kościoła. Czy rzeczywiście jest tak, że Kościołowi nie wolno odezwać się w sprawie polityki? I czy w Polsce można powiedzieć, że są tematy, w których Kościół powinien coś powiedzieć, a nie mówi. I że są też tematy, gdzie powinien milczeć.

 

Ks. abp Marek Jędraszewski: Przypomina się słynna wypowiedź Kazimierza Kąkola, to był minister w czsach PRL, który mówił, że kościół powinien zamknąć się w zakrystii. Jak wychodzą z kościoła, to niech żyją naszym światem, naszymi receptami na życie i świat, i niech się dalej Kościołem i panem Bogiem nie zajmują. To ciągle wraca - w nowych odsłonach, sytuacjach, kontekstach. Proszę popatrzeć, że ci sami ludzie mówią, że Kościół, zajmując głos ws. aborcji, wtrąca się do polityki, a z drugiej strony zarzucają mu, że w jakichś sprawach milczy, gdy powinien ten głos zabrać. By jeszcze od strony kościelnej wzmocnić nas w tym, co my uważamy za słuszne. Kościół ma swoją naukę społeczną - i głosi ją w porę i nie w porę. Wobec wielkich i małych tego świata. Starając się o to, co jest ważne, czyli nie dać się zamknąć do zakrystii. By było jakieś bardzo konkretne przełożenie tego, co czytamy w Ewangelii. Pomóc odczytać luddziom ich konrektne zadania. Słynna encyklika Leona XIII Rerum novarum o kwestii robotnicznej. Podjęła jdeden zkluczowych wówczas problemów - wyzysku robotników przez kapitalistów. Podjęła ten problem, jak na to patrzeć w duchu Ewangelii, a nie w duchu rodzącego się marksizmu. Kościół naraził się wtedy "przebrzydłym kapitalistom", ale i tym, którzy na własną rękę, poza Bogiem, zbawić ten świat. I proszę popatrzeć, że kiedy mordowano naszych franciszkanów w Peru, bo głosili miłość między ludźmi, to ich mordowano w imię tego, że przeszkadzają robić rewolucję. Ewangelia Chrystusowa ma to do siebie, że wielu możnym tego świata się nie podoba. Albo chcieliby zamknąć oddziaływanie Ewangelii na świat, albo przynajmniej zneutralizować głos Kościoła. Ale to jest wbrew temu, do czego Kościół został powołany. Będzie ciągle oskarżany, że zajmuje głos w sprawach społecznych i politycznych. Dodam jeszcze jedną istotną rzecz. Trzeba też zdefiniować, co znaczy "polityka". To w klasycznym rozumieniu zatroskanie o dobro wspólne. Trudno by Kościół dobrym wspólnym się nie zajmował. Natomiast Kościół nie może uprawiać partyjniactwa. Nie może być rzecznikiem określonej partii. Bo sprzeniewierza się własnemu uniwersalizmowi, zadaniom, które stoją przed nim. Szczególnej instytucji, która jest powołan do tego by wszystkim głosić Ewangelię.

 

Anna Łoś: Na czym polega polska racja stanu?

 

Ks. abp Marek Jędraszewski: Ona jest różnie przez różnych definiowana, także w zależności od opcji politycznych, partyjnych. Polska racja stanu to Polska, która ciągle buduje swoją tożsamość chrześcijańską. Taki jest początek Polski, od 966 roku. Wielokrotnie to podkreślał papież Paweł II, że chrzest Polski był początkiem chrystianizacji, początkiem naszego narodu i państwa. Te trzy elementy były ze sobą ściśle powiązane. Z tym, że doświadczenie wiekowe pokazało, że najbardziej istotnym elementem było chrześcijaństwo. Bo gdy zabrakło państwa, myślę o okresie rozbiorów trwającym dobrze ponad wiek, to jedyną instytucją, która przejęła rolę państwa był Kościół. To nie tylko głoszenie wizji przez kogoś, kto jest biskupem kościoła katolickiego. Oczywiście, że tak. Ale chciałbym powiedzieć, że za tym kryje się najbardziej, za Ewangelią, za chrześcijaństwem, najbardziej autentyczny humanizm. Jeżeli będziemy budować nasz naród na tym humanizmie ewangelicznym, to na pewno się ostoimy. I to jest polska racja stanu.