Do obozu w Płaszowie trafili Żydzi ze stopniowo likwidowanego krakowskiego getta. W kwietniu 1943 roku getto zostało ostatecznie zlikwidowane, a mieszkający w nim krakowianie narodowości żydowskiej zostali pieszo wypędzeni do płaszowskiego obozu. Obóz zajmował już nie 5 a 80 hektarów, a liczba więźniów sięgnęła 25 tysięcy. Pracowali w wielu warsztatach i fabryczkach. Na terenie obozu szyto mundury, drukowano dokumenty, władz hitlerowskich. Były w obozie warsztaty samochodowe, elektryczne, stolarskie, ślusarskie. Więźniowie obozu byli zatrudnieni też m.in. w pobliskich kamieniołomach. Filie obozu Płaszów umiejscowione były przy większych zakładach przemysłowych; była wśród nich znana "Fabryka Naczyń Emaliowanych, własność Oskara Schindlera. Obraz obozu w Płaszowie został właśnie odtworzony w filmie Stevena Spielberga, „Lista Schindlera”.

 

Przez obóz Płaszów przeszło prawdopodobnie około 150 tysięcy więźniów, głównie z Małopolski, Węgier i Słowacji. Tysiące zginęły na miejscu, w wyniku chorób, wycieczenia. Byli masowo rozstrzeliwani. Innych wywożono na śmierć do Auschwitz I Bełżca. Ostania grupa więźniów została wywieziona do Birkenau 16 stycznia 1945 roku. Komendantem obozu był zanany ze swego okrucieństwa Amon Goth. Po zakończeniu wojny został aresztowany w amerykańskiej strefie okupacyjnej i przekazany do Polski. Gotch został oskarżony o zbrodnie ludobójstwa, skazany na śmierć i powieszony w Krakowie 13 września 1946 roku.


 

Więźniami obozu w Płaszowie byli min zmarła niedawno w Izraelu pisarka Miriam Akavia i Szymon Wiesenthal, założyciel tzw. ośrodka Wiesenthala, który przez dziesięciolecia po wojnie tropił ukrywających się na całym świecie nazistowskich zbrodniarzy.

 

Od wczesnych lat 90. każdego roku w rocznicę likwidacji krakowskiego getta, w połowie marca z pod Apteki pod Orłem na plac Bohaterów Getta wyrusza do obozu w Płaszowie Marsz Pamięci. Początkowo brało w nim udział kilkadziesiąt osób, z czasem dołączali inni krakowianie, ale też znani politycy,  m.in. ambasador Izraela w Polsce. Czy tych kilkuset krakowian pamietających o krakowianach żydowskiego pochodzenia, którzy zginęli w Płaszowie to dużo czy mało? Sami państwo oceńcie.

 

Marta Szostkiewicz