Regionalizmy krakowskie i urok codziennego języka, którego nierzadko się boimy, bo uważać byśmy go mogli za polszczyznę niepoprawną. Ci z nas, którzy przybywają do Grodu Smoka z wyobrażeniami o uniwersytetach, papieżach, książętach, królach i hrabiach, o mecenasach, profesorach, prałatach i nadętych ważniakach, którzy wszystko mają za złe (a najlepiej było tak, jak "kiedyś") - ci powinni koniecznie odwiedzać place targowe.

Tam z podkrakowskiej gwary wyrasta bogactwo polszczyzny. Tam przechowalnia słówek rzadko słyszanych, tam akcenty z przedłużanymi samogłoskami na końcach wyrazów, tam zjadane wargowe "w" w słowach "Imbramowski" i "Łobzowska". Tam "Kleporz", tak "kupżeseee", tam udźwięcznione połączenie "Pladzimbramoski" i "pińdźzłoty", tam sławne "Pożydżemi pustófki! - Nimom".

W archiwach Radia Kraków leżą, nagrywane przez dawnych reporterów - jak choćby ś.p. Cezarego Słupka - skarby regionalnej polszczyzny ze Słomnik, Skawiny, Koszyc, Wieliczki, Miechowa czy Krzeszowic.

Konrad Myślik/kp