Najnowsza książka Mirosławy Karety to opowieść o miłości, polskim podziemiu i walce o pamięć. "Nikt nie mógł się dowiedzieć o rannym lotniku RAF-u.Odnalezienie go przez Niemców byłoby druzgocące dla krakowskiej konspiracji. Główna bohaterka wiedziała, że dla dobra wszystkich musi dochować tajemnicy. Kilkadziesiąt lat później próba przypomnienia wojennej historii brzmiała tak nieprawdopodobnie, że nawet najbliższa rodzina nie chciała w nią uwierzyć .... " 

Autorka odwołuje się w powieści do znanej z historii katastrofy alianckiego Liberatora, zestrzelonego w okolicach Krakowa w drodze powrotnej, po dokonanym zrzucie dla polskiej partyzantki, do bazy. Jego szczątki spadły na krakowskie Zabłocie. Wiekszość załogi zginęla, ale na szczęście nie wszyscy.

Fakty dotyczące katastrofy samolotu przypomina portal Stowarzyszenia Podgorze.pl, którego członkowie od lat wraz z Krzysztofem Wielgusem, tropiącym losy 18 liberatorów zestrzelonych nad Małopolską zapraszają krakowian  co roku na spacer śladami Libertora KG-933.

"W nocy z 16 na 17 sierpnia 1944 roku mieszkańców Podgórza obudził potężny hałas. Na niebie widać było lecący nisko nad ziemią płonący, rozpadający się w locie prostokąt, atakowany z Krzemionek sznurami kolorowych światełek – „koralików nanizanych na niewidzialną nić”. Były to ostatnie chwile czteromotorowego samolotu bombowego typu Liberator o numerze KG-933 „P” ze 178 Dywizjonu Bombowego RAF. Były to ostatnie chwile załogi kpt. Wrighta…
Zestrzelony najpierw prawdopodobnie przez niemieckiego myśliwca, a potem przez niemiecką artylerię przeciwlotniczą, samolot wracał z pomyślnie przeprowadzonej misji zrzutowej dla bohatersko walczącej Warszawy. Zaczął rozpadać się na kawałki nad Grzegórzkami. Wieża ogonowa z martwym strzelcem wewnątrz spadła na składy węglowe rzeźni miejskiej (obecnie rejon Galerii Kazimierz), kolejne części samolotu i być może, ciała dalszych lotników, wpadły do Wisły, dokładnie w miejscu dawnego mostu tymczasowego (tzw. „Lajkonika”). Najwięcej kawałków Liberatora spadło na teren składów na Zabłociu, pomiędzy ulicami Lipową a Dekerta. W miejscu katastrofy zginęli: Australijczyk F/Lt John P. Liversidge oraz Brytyjczycy: F/Lt. William D. Wright (pilot, dowódca maszyny) i strzelec pokładowy F/Sgt. John D. Clarke.

Na spadochronach ratowało się podobno trzech lotników, z których dwóch: sierżanci: Blount i Helme zaginęli. Z całej załogi przeżył tylko Austalijczyk, kpt. Allan Hammet, który trafił do AK, brał udział w szeregu akcji zbrojnych i doczekał końca wojny. Potem przez Odessę, wrócił do swej jednostki, później zaś – do domu. Ożenił się z Polką i miał dwóch synów, zmarł w roku 1981. Losy pozostałych lotników z ośmioosobowej załogi są nieznane..."

 

jd