J.Drużyńska: Tegoroczne rocznice związane z postacią Juliusza Mieroszewskiego są doskonałą okazją do tego, by przypomnieć słynnego publicystę "Kultury" a także z powodu jego wizjonerskiej, w czasie kiedy ją tworzył, polskiej polityki wschodniej. Ponieważ rozmawiamy w Krakowie więc zacznijmy od Krakowa, miasta w którym się urodził, w którym także mieszkał przez pewien czas.

 

R.Habielski: Mieroszewski studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim ale go nie skończył, przerwał studia by kontynuować je później w Wyższej Szkole Handlowej. Miał wówczas ambicje literackie. To dziwne biorąc pod uwagę, że twórczość powojenna jest raczej daleka od literatury. To jest takie pisarstwo szalenie zracjonalizowane, ukierunkowane na cel, czyli coś co gatunkowo jest zupełnie różne od literatury. Z powodów, których nie udało mi się dociec w 1930 roku Mieroszewski związał się z „Ilustrowanym Kurierem Codziennym”, który był wówczas nie tylko największą gazetą krakowską ale był największym polskim dziennikiem sensacyjnym pod którym to pojęciem nie koniecznie trzeba rozumieć to co dzisiaj rozumiemy pod pojęciem dziennik sensacyjny. Zamieszczał tam różne teksty także w innych pismach koncernu np. w magazynie „AS”, gdzie ukazywały się próby jego o charakterze literackim, te książki nie wyszły drukiem a on od 1931 roku, aż wybuchu wojny był etatowym dziennikarzem. Pracował w budynku IKC przy ulicy Wielopole siedział w pokoju redakcyjnym biurko w biurko z Jalu Kurkiem i zajmował się bardzo różnymi tematami zupełnie inaczej niż to było po wojnie kiedy współpracował z „Kulturą”. Część jego twórczości, tej przedwojennej jest nieznana zupełnie bowiem te jakieś nowelki, recenzje z książek ą podpisane tylko inicjałami albo w ogóle nie były podpisywane. I tak było do 1939 roku. Wojna zaczęła się dla niego wcześniej, nie pierwszego września a zaraz po 15 sierpnia, kiedy to wszyscy dziennikarze, którzy byli na urlopach dostali informacje o tym, że mają się stawić w redakcji. Sytuacja polityczna była coraz bardziej „wojenna”. Wybuch wojny jest dla niego również końcem jego przygody z II RP i z Krakowem do którego już nigdy nie wrócił. Wyjeżdża z kraju we wrześniu i kieruje się na Bliski Wschód.

 - Ale po drodze była jeszcze Rumunia.

No tak. W Rumuni znalazła się spora grupa polskich żołnierzy, którzy wyszli z kraju i nie mogąc się przedostać do Francji internowani byli po różnych obozach. Mieroszewski jeździł do tych obozów, wygłaszał różne pogadanki a potem kiedy Rumunia coraz bardziej politycznie zbliżała się z III Rzeszą i rząd polski zmuszony był zerwać z nią stosunki dyplomatyczne wyjechał poprzez Cypr na Bliski Wschód. Tam zaciągnął się do Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich. Miał kategorię zdaje się „D” więc nie był osobą, która dobrze czuła się w tym świecie żołnierskim ale potem wspominał ten okres z sentymentem. Do 1946 roku przebywał w różnych miejscach najpierw na Bliskim Wschodzie potem we Włoszech a demobilizacji II Korpusu wyjechał do Londynu z którego, do końca życia już nie wyjechał.

- W II Korpusie Mieroszewski dostaje kategorię D czyli trafia do tzw. służb pomocniczych. Nie był więc na pierwszej linii walk o Tobruk czy podczas włoskiej kampanii. Obserwuje wszystko z „drugiego szeregu”. Czy pisał coś na ten temat ?

 Najdłużej w czasie wojny był redaktorem „Parady” takiego polskiego odpowiednika czasopisma brytyjskiego dla żołnierzy. Trzeba pamiętać, ze II Korpus a zwłaszcza ta jednostka w której służył Brygada Strzelców Karpackich to było wojsko bardzo „inteligenckie. Tam spotkał wielu ludzi których znał jeszcze sprzed wojny czy poznał już na Bliskim wschodzie jak np. Giedroyć, Bocheński, Jan Erdman, Ryszard Pietrzyński. To ciekawe ale i on i Giedroyć bardzo sympatycznie ten czas wspominali. Jest taki fragment wspomnień wojennych Mieroszewskiego, w którym on pisze, że na przedmieściach Aleksandrii mieli do dyspozycji willę, w której mieściła się redakcja „Parady”. Szum wody, fal ciepło a tylko z oddali dochodziły pomruki wojny, jakieś strzały. Pracowali w takim miejscu na rzecz można powiedzieć górnolotnie „ Polski zwycięskiej” ale w warunkach, które skłaniają do tego by wojnę definiować jako doświadczenie zupełnie inne niż się ono powszechnie kojarzy.


- W którym momencie podjął decyzję aby współpracować z Giedroyciem, zaraz po założeniu przez niego „Kultury”?

Okres w jego życiu od momentu przybycia w 1946 roku do Wielkiej Brytanii  do czas podjęcia współpracy z „Kulturą” jest bardzo mało znany. W tym czasie większość żołnierzy wstępowała do tzw. „Polskiego Korpus Przysposobienia i Rozmieszczenia”. To była specjalna jednostka stworzona przez Brytyjczyków, której celem było przysposobienie byłych żołnierzy, którzy nie chcieli wracać do kraju do życia w Wielkiej Brytanii. Organizowane były różnego rodzaju kursy od nauki języka angielskiego po te zawodowe, które jednak nie wyczerpywały ambicji intelektualnych Mieroszewskiego. Ukończył on bowiem kursy tapicerski i pomocy kucharskiej a więc w zawodach, na które było wtedy zapotrzebowanie. Mieroszewski ukończył te kursy i pracował fizycznie. Swoje ambicje pisarskie realizował współpracując z prasą polską ukazującą się od czasów wojny, z pismami związanymi z II Korpusem. To były związki raczej luźne takie które pozwalały nie zapomnieć mu co znaczy pisanie. W 1949 roku nawiązuje współpracę z Giedroyciem, którego poznał w II Korpusie, który proponuje mu bycie korespondentem „Kultury”. Londyn jest miejscem zamieszkania tysięcy polskich emigrantów jest centrum kulturalnym, wydawniczym, literackim, politycznym. Polski Paryż był zaledwie namiastką polskiego środowiska w Londynie. Tak zaczyna się ich współpraca, której fenomenalnym efektem jest ich korespondencja, która nie służy tylko wymianie prywatnych uwag na tematy ogólne ale jest polem dyskusji na tematy polityczne. Ta wymiana myśli tym bardziej jest cenna, że służyła formułowaniu linii programowej pisma jednego z najwybitniejszych w dziejach polskiej kultury, której Giedroyć jako jego założyciel nigdy nie wyartykułował przy pomocy własnego pióra.

- To był genialny organizator.

Tak i orientuje się, że Mieroszewski jest człowiekiem znakomicie pasującym do „Kultury” w tym sensie, że jego przekonania polityczne światopogląd są podobne do jego własnych a poza tym ma wszystkie cechy, które są dla Giedroycia ważne sumienność, trzymanie się terminów trzymający terminów niezbędne w pracy w piśmie. Tak zaczyna się ta historia i tak właściwie się kończy, bo rozpoczęta od przełomu 1949/50 współpraca Mieroszewskiego z Kulturą trwa nieprzerwanie do jego śmieci. Ostatni tekst ukazał się w Kulturze  po koniec 1975 potem choroba uniemożliwia mu już pisanie, umiera w czerwcu 1976 roku. Przez całe lata z niesłychaną sumiennością pisze do każdego numeru dwa teksty w tym tzw. „kronikę angielską” tekst trudny do kwalifikacji gatunkowej coś w rodzaju felietonu, w którym odnosił się do różnych kwestii, które wydawały mu się w danym momencie ważne lub o ustosunkowanie do których prosił go Giedroyć. Od czasu do czasu tłumaczył ale nie lubił tego ale te dwa teksty słał systematycznie co miesiąc.

- Sprawa listów, tej korespondencji „londyńczyka” z Giedroyciem to osobne zagadnienie, bo tych listów zachowało się ponad 3 tysiące. Część z nich została opublikowane, kolejne czekają na wydanie. Ale chciałabym abyśmy porozmawiali o tym, co najczęściej z publicystyki Mieroszewskiego jest do dziś przypominane czyli jego koncepcje dotyczące polskiej polityki wschodniej, preferowanej przez środowisko „Kultury” i samego Giedroycia. Bardzo ciekawa jest ta metamorfoza Mieroszewskiego z takiego dziennikarza przedwojennego IKC w pełnokrwistego dziennikarza politycznego ale też kontynuatora myślenia związanego z okresem II RP. Pamiętajmy, że w Londynie nadal działa rząd polski na uchodźctwie i przedstawiciele partii politycznych, które go utworzyły.

 Kultura” jest ogromna wartością dla Mieroszewskiego dlatego, że mógł w niej rozwinąć swoje pisarstwo i poglądy. Jeśli mówimy o kwestii wschodniej w pismach Mieroszewskiego to taki paradoks się pojawia. Przed wojną był dziennikarzem IKC o którym mówiło się ze jest jednym z najbardziej ukrainożerczych pism a przecież w tej części kraju w Małopolsce Zachodniej te kwestie w ogóle nie były problemem. Z kolei Giedroyć już przed wojną w pismach które wydawał podkreślał, że wstępem do porozumienia polsko ukraińskiego jest zakończenie ataków na Ukraińców. Tak więc Mieroszewski trafia do „Kultury” można powiedzieć z pisma, które miało zupełnie inny stosunek do problemu ukraińskiego. Mieroszewski pisząc już w kulturze miał świadomość ze zagadnienie ukraińskie jest jednym z najważniejszych problemów stojących przed Polską geopolityką. Że trzeba rozwiązać ten straszny niebezpieczny dylemat dla Polski Niemcy i Rosja. Jednym z rozwiązań jest działanie na rzecz wyodrębnienia się z Rosji Sowieckiej niepodległych państw : Ukrainy, Białorusi, Litwy i stworzenie tej przestrzeni (buforu) między Polską a Rosją jakakolwiek ona by nie była biała czy czerwona jest czymś co w znaczący sposób zmienia na korzyść położenie geopolityczne Polski. To jest najważniejszy postulat dla niego jak i dla Giedroycia. Teksty na ten temat ukazywały się od 1950-51 roku. I teraz gdy mówimy, że niepodległa Ukraina to jest coś ważnego dla Polski to mam wrażenie, że opieramy się o banał, że mówimy o rzeczach oczywistych ale nie były one takie wtedy dla obu grup odbiorców „Kultury”, emigracyjnego czytelnika i tego krajowego. Emigracja w ogóle nie chciała słyszeć o jakichkolwiek zmianach terytorialnych a Ukraińców postrzegała poprzez kontekst wojenny w kategorii wroga, natomiast nad problemem ukraińskim w Polsce Ludowej w ogóle się nie zastanawiano. Panowała zmowa milczenia nad którą czuwała cenzura. O Ukraińcach można było mówić tylko wyłącznie źle, albo w kategoriach historycznych np. powstanie Chmielnickiego, ale już nie o poźniejszych czasach.

- Ale też nie było mowy o Ukrainie w kategoriach państwowych, bo przecież takowej nie było.

Oczywiście. Co prawda my graniczyliśmy wtedy z Ukraińską Socjalistyczną Republiką Radziecką ale raczej mówiło się, że naszym sąsiadem jest Związek Radziecki a nie Ukraińcy mieszkający na sowieckiej Ukrainie. Proszę zauważyć, że jak Jerzy Hoffman zaczął przenosić na ekran Trylogię Sienkiewicza to nie zaczął od „Ogniem i mieczem”. Tym bardziej szokujące były dla odbiorców postulaty Mieroszewskiego i Giedroycia, którzy uważali, że za początek dobrego dialogu z Ukraińcami warto zapłacić zgodą na zmianę terytorialną, która się dokonała w 1945 r. Dla emigracji to było podważenie sensu emigracji jako takiej, która pozostała poza krajem dlatego, że Polska wyszła z wojny jako kraj uzależniony od Związku Sowieckiego i okrojony terytorialnie.

- Te koncepcje Mieroszewskiego i Giedroycia zderzają się z innymi koncepcjami lansowanymi na emigracji. Ta postulowana przez Mieroszewskiego zgoda na to, że Lwów ma być ukraiński a Wilno litewskie nie była łatwa do przyjęcia przez różne działające także na emigracji partie polityczne. A sam Mieroszewski w jednym ze swoich artykułów podkreślał, że o ile zachodnia granica na Odrze i Nysie nie budziła specjalnych sporów i większość partii w tej kwestii było zgodnych, o tyle jeśli chodzi o politykę wschodnią ścierały się różne wizje z jednej strony ta przywołująca pamięć I RP, państwa federacyjnego, które się też Piłsudskiemu marzyło a z drugiej strony powrót do granic Traktatu Ryskiego z 1921r.

Mieroszewski zwraca uwagę na to, że takie wizje, o których Pani wspomniała, takie wyobrażenia o zasięgu terytorialnym Polski są absolutnie nie do przyjęcia. Bo z jednej strony dyskwalifikujemy Jałtę jako wyrok na Polską suwerenność i wyrok na polską terytorialność ale z drugiej, chętnie bierzemy to co nam w Jałcie dano na zachodzie.

- Sprawa granicy zachodniej Polski na Odrze i Nysie jak wiadomo to była koncepcja lansowana jeszcze przez Romana Dmowskiego

Ale wtedy po 1945 roku w Londynie posługiwano się mapami Polski, sam takie dzieło widziałem, która ma granicę zachodnią z 1945 roku a wschodnią określoną traktatem Ryskim. I wg. Mieroszewskiego takiego myślenia o granicach nie można było obronić. Oczywiście on wielokrotnie mówił o tym, że doskonale rozumie Polaków, którzy mieli prawo czuć się skrzywdzeni decyzjami jałtańskimi ale podkreślał, że należy też zachowywać się logicznie. Bo takiego konceptu, że bierzemy zachodnie ziemie, ale na wschodzie nic nie oddajemy obronić nie da. Trzeba więc rozstać się z Kresami jak postulowali Giedroyć i Mieroszewski w imię właśnie możliwości pojednania z Ukraińcami. Poza tym nie mamy żadnych narzędzi by Kresy odebrać.

- Mieroszewski mówił, że jeśli odbierać to tylko militarnie a na to nie ma szans.

No tak ale w Londynie była wtedy taka orientacja, czy taka nadzieja, że wybuchnie trzecia wojna światowa i my wtedy wrócimy tam, skąd nas wygnano.

- Ale po 1957r. Tego myślenia już nie było.

Oczywiście po drugie Kresy już nie były tymi samymi Kresami. One przeszły przez takie straszliwe zmiany wywołane polityką sowiecką a potem niemiecką a potem znowu sowiecką, że z punktu widzenia narodowościowego one nie są czymś co pamiętamy sprzed roku 1939. Take więc  nie tylko nie mamy żadnych narzędzi by je odebrać siłą ale nie są też tym do czego tęsknimy bo ich dawny kształt został przez wojnę i sowiecką okupację zniszczony w związku z tym rozum polityczny nakazuje pogodzenie się z tym stanem rzeczy w imię budowania porozumienia Polsko-Ukraińskiego, które stworzy zupełnie nową relacje między tymi krajami w przyszłości. To ważne, że zarówno w myśleniu Giedroycia jak i Mieroszewskiego gdzieś od początku lat 50. wyraźnie widać przekonanie, że Związek Sowiecki nie jest konstrukcją skazaną na wieczność. To mówią jeszcze przed śmiercią Stalina, kiedy Związek Sowiecki jest jednym z dwóch supermocarstw, który razem ze Stanami Zjednoczonymi decyduje o tym co się w świecie dzieje. I sugerują, że ten twór jest skazany na rozpad. Trzeba mieć odwagę cywilną by w tamtym czasie coś takiego wypowiadać i podpowiadać, że powinniśmy rozmawiać z Ukraińcami. Dialog jest konieczny żeby przygotować obopólne relacje w momencie, gdy nadejdzie dobra koniunktura. Mieroszewski mówił, że zawsze jesteśmy w ogonie historii, że historia nas zaskakuje bo nie jesteśmy przygotowani (brak perspektywicznego myślenia) więc tym razem przygotujmy się na sytuację, gdy imperium sowieckie pęknie po szwach narodowościowych. A Giedroyć dodawał, że rozłam imperiów zawsze zaczyna się od peryferii. A peryferyjne dla Związku Sowieckiego Ukraina, Litwa i Białoruś. Bądźmy raz mądrzy politycznie – powiadał Mieroszewski, mając świadomość także trudnej przeszłości łącznie z tym co działo się w czasie wojny na Wołyniu i podczas akcji „Wisła” w latach 1945 – 47. Do dziś pokutuje też przekonanie o formacjach ukraińskich pacyfikujących razem z Niemcami Powstanie Warszawskie

- Dziś wiemy, że gówna formacja ukraińska ( SS Galizien) nie brała udziału w pacyfikacji powstania.

 Były oczywiście jakieś oddziały wschodnie kolaborujące z Niemcami złożone nie tylko z Ukraińców, ale i z ochotników z innych republik, także Rosjan ale one były nieliczne. Jednak mity o udziale Ukraińców w dławieniu Powstania są bardzo zakorzenione w świadomości, w pamięci ludzi. Tak brygada RONA, dokonywała nieludzkich zbrodni na Ochocie w Warszawie ale nie była brygadą ukraińską, była brygadą rosyjską, którą dowodził Bronisław Kamiński( SS –Sturmbrigade RONA Bronisława Kamińskiego, była największa jednostką wschodnią użytą w Warszawie w czasie powstania. Złożona była z żołnierzy Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii Ludowej – przyp. JD ). Wracając do koncepcji Mieroszewskiego ULB ( Ukraina, Litwa Białoruś), ludzie wyrzuceni ze swojej małej ojczyzny, poszkodowani przez historię, mieli prawo uważać się za przegranych i za takich zmarginalizowanych i trudno było im się pogodzić z propozycją aby oni dobrowolnie pogodzili się z tym co się składa na ten fatalny bagaż. Ktoś napisał taki list do „Kultury” protestujący przeciwko tym pomysłom, pisząc, że „ ja mogę się pogodzić z utratą Lwowa tylko, że Lwów nie chce się pogodzić z utratą mnie”. To znaczy, że ja mam dalej w świadomości, poczucie własnej tożsamości. Mogę nawet próbować rozumowo do tego podejść ale świat mojej młodości i moja identyfikacja terytorialna moja tożsamość geograficzna jest tam we Lwowie, na Kresach Mieroszewski zdaje sobie z tych rudności sprawę dlatego wielokrotnie podchodzi do tego problemu wierząc, że jeśli coś jest dobrze, uczciwie uzasadnione to znajdzie drogę do świadomości innych. w tym upatruje sens swojego pisarstwa jako próbę rozwiazywania problemów czy szukanie jakichś rozwiązań w tym wypadku geopolitycznych. Przez ćwierć wieku konsekwentnie tym się zajmował. Śmierć Mieroszewskiego jest absolutnie nie do zastąpienia. Sposób jego myślenia, formułowania poglądów to są przymioty, których nie można zastąpić ale nie znaczy, że nie można kontynuować walki o realizację jego programu wschodniego.

- Mieroszewski przewidywał, że rozpad Związku Sowieckiego zacznie od tych spraw narodowych. W jednym ze swych tekstów pisał, że to co przeżyło XIX wiek to są nacjonalizmy, które mimo różnych wydarzeń historycznych i pierwszej i drugiej Wojny Światowej są bardzo silne i być może one, w tym nie negatywnym rozumieniu, ale takich dążeń narodowowyzwoleńczych, mogą spowodować rozpad Związku Sowieckiego. My dziś wiemy, że miał rację, bo tak właśnie się stało.

On dopuszcza pozytywną rolę nacjonalizmu jako czynnika, który rozsadzi imperium natomiast z drugiej strony jest zdecydowanym przeciwnikiem myślenia w kategoriach nacjonalistycznych. To jest pokłosie przedwojennych polemik prawicowych ugrupowań, także prasy z którą związany był Giedroyć z endecją, prawicą narodową dla których osią był stosunek do spraw narodowościowych ukraińskich i żydowskich. Wg środowiska Giedroycia nacjonalizm problemu nie rozwiązuje ale wprost przeciwnie zaognia go. Czego chcą Ukraińcy w Polsce w dwudziestoleciu międzywojennym? Chcą własnego państwa, co z punktu widzenia interesu RP, jej polityki jest absolutnie nierealne ale mimo tego, można próbować jakoś, nie spełniając tych oczekiwań, ten konflikt rozwiązywać. Endecja czy kierując się właśnie myśleniem narodowym czy nacjonalistycznym ten konflikt zaognia. Z takim samym zjawiskiem Mieroszewski i Giedroyć spotykali się na emigracji. Podobnie rzecz się miała z Niemcami nawet w momencie kiedy po 1949 roku zaczęli przechodzić transformację demokratyczną. Ale była stawiana taka teza, że z Niemcami nie możemy rozmawiać dlatego, że to co stało się między naszymi krajami w sensie historycznym, różnice polityczne psychologiczne powodują to, że sama dyskusja, nie mówiąc o dojściu do jakiś porozumień, pojednań jest czymś niemożliwym. My dzisiaj patrzymy już zupełnie inaczej na te sprawy. Kwestie pojednania polsko-niemieckiego czy polsko-ukraińskiego są częścią uznawanej przez nas i akceptowanej rzeczywistości natomiast po roku 1945 r. trzeba było ludzi do tego jakoś przygotowywać, przedstawiać argumenty np. takie jak mówił Mieroszewski, żeby nie myśleć o polityce przeszłością. Dyskutujemy o historii, powiedzmy sobie wszystko co jest najbardziej nieprzyjemne we wzajemnych relacjach, bo na tym polega dialog służący porozumieniu ale nie mieszajmy tego porządku [ przeszłości z teraźniejszością ]. Jeśli chcemy myśleć w kategoriach politycznych to nie używajmy argumentów historycznych a zwłaszcza argumentów deprecjonujących drugą stronę. Bo to do niczego nie prowadzi.

- Ale też Mieroszewski zwracał uwagę na to, że przywołując stanowiska polityczne przedwojenne trzeba pamiętać o tym, że poglądy te w nowej powojennej sytuacji rozwijałyby się inaczej. Mieroszewski, który, jak sam pisał bardzo cenił np. Romana Dmowskiego, uważał, że powoływanie się na jego myśl sformułowaną w konkretnych warunkach politycznych kilkadziesiąt lat później jest błędem A znając jego sposób myślenia czy podejścia do różnych spraw, można by sądzić, że wiele jego poglądów, czy wygłaszanych tez ewoluowała by pod wpływem zmieniającej się sytuacji politycznej.

Oczywiście, że tak. Właśnie oddzielenie współczesności od przeszłości, uznanie wartości takich myślicieli jak Dmowski co nie jest przecież równoznaczne znaczy, że akceptowaniem tych poglądów.

- Ale to zupełnie co innego.

Tak. Natomiast chodzi o nie traktowanie przeszłości jako takiego magazynu zachowań czy też kostiumów historycznych po które można sięgać z przekonaniem, że sytuacja dzisiaj jest podobna do tej sprzed lat czyli traktowanie historii w sposób instrumentalny. To jest postulat, z którym Mieroszewski bardziej docierał do emigracji niż do kraju by nie było rozumowania typu mianowicie myśmy straciliśmy niepodległość w 1945 roku więc sięgamy po te sposoby odzyskania niepodległości po jakie sięgali Polacy przed rokiem 1918, czy powołujemy do życia doktryny, które były wykształcone na rzecz odzyskania niepodległości przed I Wojna Światową. Ta ówczesna orientacja na Rosję przybierała po wojnie zabawne, by nie powiedzieć śmieszne reakcje np. część endecji emigracyjnej uważała, że trzeba się porozumiewać z Rosją też sowiecką i listy pisali do Breżniewa.

- Ale Mieroszewski mówił właśnie wyraźnie, że Dmowski w życiu nie pisałby do Breżniewa i Stalina

Tak. To jest jedna rzecz, a poza tym Mieroszewski i Giedroyć uważali, że jeżeli mamy się z kimś porozumieć to nie z elitami tylko z narodami. Giedroyć proponował dojście do społeczeństwa z prawdą. Mówił, jeśli chcemy, żeby Zachód prowadził jakąś zgodną z naszym interesem politykę wobec Polski to musimy dotrzeć do ludzi, bo w demokracji jest tak, że rządzący muszą uwzględniać postulaty społeczne. I miał poczucie, że jednym z jego większych zaniedbań choć całkowicie usprawiedliwionych, ze względów było nieuruchomienie wersji obcojęzycznej „Kultury” np. w j. angielskim, żeby te wszystkie postulaty, które tłumaczyły stanowisko „Kultury” i tłumaczyły także z perspektywy „Kultury” sytuację polityczną w Polsce, docierały do społeczeństw, które mogłyby zmienić stosunek do Polski i upomnieć się u swoich rządów o prowadzenie przez nie polityki, która byłaby korzystna dla Polski. Brak środków finansowych i mała liczebność redakcji nie mogła sprostać tym planom. W jednym z listów Giedroyć pisze do Mieroszewskiego: „Proszę Pana „Kultura” znowu liczy trzy osoby Pan, Ja i Pani Zofia Herz - to jest osoba, która zajmuje się administracją a jak trzeba sprawami redakcyjnymi". I te trzy osoby wydają miesięcznik, wydają książki i wydają od 1962 roku zeszyt historyczny może Mieroszewski najmniej a bierze udział w przygotowaniu zeszytów historycznych ale to jest praca, którą wykonują te trzy osoby. Oni całkowicie zdecydowali poświęcić się temu co robią – „Kulturze”. O oddaniu Mieroszewskiego niech świadczy to, była osoba, która gdyby chciała a mogła wejść do brytyjskiej klasy. On dobrze pisał po angielsku, z domu wyniósł język niemiecki więc miał oprócz języka polskiego dwa inne, którymi mógł się spokojnie porozumiewać, to znaczy używać w piórze ale także w radiu. Jan Nowak Jeziorański kierujący Sekcją polską RWE co jakiś czas proponował Mieroszewskiemu współpracę z rozgłośnią i on pisywał jakieś komentarze, ale w żadnym wypadku nie była to taka stała współpraca, o której myślał Nowak. Więc stąd jest ta wyjątkowa lojalność, którą doceniał Giedroyć, że Mieroszewski uznał „Kulturę” za wartość której, mówiąc górnolotnie, bardzo się poświęcił.

 

 

opr.Szymon Magiera/jd