Jolanta Drużyńska: Hipisi wcale nie byli masowym ruchem młodzieżowym, można by powiedzieć, że nawet elitarnym, choć nie wiem czy w ich przypadku akurat to słowo jest odpowiednie. A jednak pojawienie się "dzieci kwiatów" nad Wisłą zmieniło sporo przynajmniej w sferze obyczajowo kulturalnej.
Panie profesorze nie obrusza się pan dziś, że ciągle wypominają panu tę hipisowską przeszłość i ksywkę "Pies" ?

Ryszard Terlecki : Na szczęście nie wypominają mi tego zbyt często, więc nie jest aż tak źle. Mam też wrażenie, że wiele więcej już na ten temat nie mogę powiedzieć, ale jak przystało na weterana wspominam różne epizody z tamtych czasów, choć czasem rzeczywiście może to być już nużące.

Dlaczego wymyślił sobie Pan ksywkę "Pies" ?

Ryszard Terlecki: Nie, to nie ja sobie ją wymyśliłem. Jest taka opowieść o tym, jak powstał ten pseudonim. Pewnego razu z grupą moich przyjaciół jechaliśmy szosą E-7 z Krakowa w kierunku Pomorza. Gdzieś pod Skarżyskiem zatrzymała nas milicja i zaczęła nas spisywać. W pewnym momencie jeden milicjant pyta się, dlaczego tak dziwnie wyglądamy: długie włosy, kolorowe stroje a drugi milicjant wyjaśnia mu, że jesteśmy hipisami. Wtedy ten, który spisywał w kajecie notatkę służbową z zatrzymania pyta, jak się pisze tę nazwę. A my mu tłumaczymy, że najpierw "hip" a potem "pies" I w taki sposób powstał ten pseudonim. Więcej