W każdy weekend, aż do listopada biegacze będą mieli prawdziwy zawrót głowy, wybierając zawody w całej Małopolsce i w innych województwach, a może i poza granicami kraju!

Tym razem w Biegowej Grupie Wsparcie zastanawiamy się, co lepiej wybrać: biegi masowe, w których uczestniczy kilka tysięcy osób, czy może zawody bardziej kameralne, gdzie startuje góra kilkuset zawodników, a w niektórych przypadkach nawet kilkudziesięciu.

Można na przykład wybrać Cracovia Półmaraton, na który w ubiegłym roku zapisało się ponad 8 tysięcy ludzi, Półmaraton Wielicki, który gromadzi około 500 uczestników, albo... Półmaraton Marchewkowy w podkrakowskich Zielonkach, gdzie pobiegło... około 50 osób!

Zarówno duże, jak i małe biegi mają swoje wady i zalety. Swoje uroki i uciążliwości. Podniosłą, albo towarzyską atmosferę.

O tym wszystkim co Was czeka na jednych i drugich zawodach opowiada stary dobry znajomy Dariusz Marek - entuzjasta szczególnie biegów górskich, który swoje już zobaczył, jeszcze więcej przebiegł i podzieli się swoimi wrażeniami i opiniami.

- Widok kilku tysięcy osób biegnących na przykład przez Kraków jest niesamowity. Jedni biegną pod mostem, drudzy są na moście, trzecia grupa biegnie już gdzieś wokół Wisły - piękny widok! Być w takim tłumie to wspaniałe uczucie. Wygrać taki bieg, albo zająć czołowe miejsce - mistrzostwo! Po prostu marzenie! Natomiast sprawa wygląda inaczej, gdy chcemy się dostać do biura zawodów. Są problemy, żeby odebrać pakiet startowy. Trzeba przyjechać dużo wcześniej. Są problemy z zaparkowaniem samochodu. Na starcie jest ogromny tłok, jest ciasno. Często też nie możemy się ustawić w miejscu, z którego chcielibyśmy wystartować, biorąc pod uwagę nasze plany jeśli chodzi o czas, jaki chcielibyśmy osiągnąć.

Do takich dużych biegów trzeba też odpowiednio trenować. Bo startując  w tłumie, odpowiednie tempo jesteśmy w stanie osiągnąć dopiero na drugim kilometrze. Czyli startujemy dużo wolniej...

Tak, to może być być przepychanka na starcie. Trzeba sobie znaleźć pozycję i rozpychać się łokciami, oczywiście w granicach zdrowego rozsądku i zdrowej rywalizacji. Ale trzeba być twardym. Sport tez tego wymaga. Kolejna rzecz, to gdy dobiegamy do mety na takich masowych biegach, to niestety nie czeka nas tam nie wiadomo co, tylko jesteśmy wypychani w bezpieczną strefę, żeby nie przeszkadzać kolejnym zawodnikom, szybko dostajemy medal i butelkę wody i chcą nas stamtąd jak najszybciej usunąć...

Nikt nas nie wita i nikt nam nie gratuluje...

Dokładnie tak.

Ty startujesz głównie w biegach górskich, które siłą rzeczy są bardziej kameralne. Co wolisz?

Ja się czuję lepiej na biegach kameralnych, natomiast nie ukrywam, że chętnie doświadczam też biegów masowych. Staram się być w roli obserwatora, patrzę na ludzi jak się zachowują, jak reagują.... To zupełnie inne bieganie.

Biegi mniejsze są spokojniejsze. Po prostu...

Inaczej się takie biegi rozgrywa także od strony sportowej. Organizator jest bardziej dostępny, można z nim porozmawiać, podzielić się wrażeniami, wolontariusze są też bardziej doświadczeni, otwarci. Pakiety startowe łatwiej odebrać, na mecie jest zawsze miła, przytulna atmosfera. No, a biegi górskie to dodatkowo obcowanie z naturą, cisza i spokój... Jest fajnie!

No i biegi w mniejszych miejscowościach - bo mniejsze zawody są z reguły w mniejszych miejscowościach - to także lokalna społeczność bardziej przyjaźnie nastawiona. Bardziej kibicują i nie denerwują się, że blokuje się ulice.

Możemy też pozwiedzać okolice, w których ci ludzie mieszkają. Poznajemy też lokalną kulturę, bo zawodom towarzyszą różne pokazy. Łatwiej tez z ludźmi porozmawiać.

Ale warto wziąć pod uwagę to, że wygranie dużych zawodów - tu mówimy o bardziej doświadczonych biegaczach - albo osiągnięcie dobrego czasu na takich imprezach, to też jest coś.

To prawda. Można to wpisać do sportowego CV i to otwiera nowe ścieżki i poszerza horyzonty. Jest też coś takiego jak turystyka biegowa - wyjeżdża się na inne kontynenty, do innych krajów, innych miast po to, aby wziąć udział w prestiżowych zawodach i też zwiedzić trochę świata. Wówczas biegacze mają dylemat, czy koncentrować się na osiągnięciu czasu czy też podziwiać widoki. Zdania są różne, ale to też jest rozwiązanie, by podczas biegów masowych zwiedzić trochę świata.

I na przykład poznać osławiony maraton w Koszycach...

Albo w Nowym Jorku.

Czyli podsumowując: Chyba warto spróbować wszystkiego...

Zdecydowanie. Każdy może poczuć się inaczej na biegu kameralnym i na masowym. Nie ma jasnej reguły. Dużo zależy też od organizatora i od naszej formy na danych zawodach. Bo nie da się ukryć, że to jaki wynik osiągniemy, może rzutować do końca życia na nasze emocje związane z danymi zawodami...


Rozmawiał Maciej Skowronek

 

fot. Marek Lasyk